Kiedy za djką w Obiekcie pojawił się niewielki fioletowy smok z żółtymi oczami i przy wtórze morderczego basu oznajmił, że tak właśnie bawią się w Kalifornii, nikt nie miał wątpliwości, że zbliżający się set będzie szalony. Choć amerykański, mainstreamowy hip-hop ma dość duży imprezowy potencjał, to ani Pharrell, ani Lil' Wayne nie są chyba świadomi co z ich wokalami wyprawia Mochipet. Kaskady bębnów, potężne syntezatory i niskie tony zdolne wgniatać w ziemię stanowią azjatycko-amerykańską podkładkę pod acapelle najbardziej znanych raperów. Nieraz już słyszeliśmy "all the girls standing in the line for the bathroom", tego wieczoru jednak hasłem przewodnim było "girls love breakcore.". Promujący swój najnowszy album Kalifornijczyk świetnie wie, jak eksperymentalne rozwiązania podać w porywającej do tańczenia formie, a jego debiut nad Wisłą okazał się prawdziwym wejściem smoka.
[fika]