piątek, 28 października 2011

Łódź Design

Wystawy, wykłady, projekcje i koncerty - to wszystko miało miejsce podczas głównego weekend Łódź Design 2011. "Change" to hasło przewodnie tegorocznej edycji i mówiąc szczerze, pokazało dosłownie i w przenośni jak wszystko jest płynne i umowne zarazem: opuszczone obiekty zaadaptowano na galerie, sztukateria na ścianach może być nowoczesna i przybierać nowoczesne formy pasujące i do loftu i do wnętrza high-tech, a podsumowanie osiągnięć wcale nie musi być nudną prelekcją towarzyszącą prezentacji - może być performancem w ciemnych pomieszczeniach i korytarzu, gdzie dudni muzyka, ludzie się śmieją, a wszystkie cyferki, wykresy i słowa ukazują się na ścianach, dzięki włączeniu ultra-fioletowych lamp.

To co zasługuje na wielką uwagę (i za co szacun dla Oli Kietli i zespołu) to spójność wydarzenia: każdy człowiek, nawet amator, znajdzie dla siebie ten moment i to miejsce festiwalu, dzięki któremu dowie się co znaczy 'design' i pozna jego ambiwalentne oblicze - tak bardzo codzienne i prozaiczne, z drugiej strony skłaniające do kontemplacji.

Na dzieci czekała specjalna sala, w której - mimo mych 26 skończonych lat - odnalazłem w sobie małego Bartusia, który chciał jeść owsiane ciasteczka budując z klocków i rysując kredkami:)

Tekst: Bartek Badowski

środa, 26 października 2011

The Subways, The Black Tapes @ Stodoła, 25.10

Wtorkowy wieczór w klubie Stodoła teoretycznie należeć miał do The Subways. My jednak przyszliśmy z innego powodu, a brytyjskie trio zgodnie z planami okazało się być tylko miłym deserem.
Pierwsi na scenę wyszli The Black Tapes. Nominowani do tegorocznych Nocnych Marków warszawiacy bez problemów pokazali, że duża scena jest im przeznaczona. Ostatnio widzieliśmy ich daaawno temu i mając w pamięci dzikie koncerty na trzęsącej się scenie Jadłodajni Filozoficznej w Stodole poczuliśmy się prawie jak podczas oglądania DVD. Taśmy zaserwowały nam miks przebojów ze swoich obu płyt. Szkoda, że nie było nic z EP, w tym słynnego „Love Letter” (mogliśmy co prawda coś przegapić bo miejskie remonty nie pozwoliły nam usłyszeć 2-3 pierwszych piosenek). Ważniejsze jednak jest to, że wtorkowy występ potwierdził, iż The Black Tapes zasłużenie celują w Aktivistową statuetkę 2011.

Po krótkiej zmianie sprzętu przyszedł czas na The Computers. Zanotowaliśmy przy tym mały flashback, bo dokładnie taki sam zestaw zespołów objechał nasz kraj z serią koncertów kilka lat temu. Uparta internetowa promocja Brytyjczyków zrobiła swoje, bo tym razem pod sceną bawiło się o wiele więcej osób. Wydawać by się mogło, że dość brutalne punkowe łojenie nie powinno przypaść do gustu fanom wygładzonego The Subways. A jednak! Młodzież spragniona jest chyba tego typu rozrywki, bo piękni synowie Albionu zostali otoczeni po koncercie przez rzeszę równie pięknych nowych nadwiślańskich fanek. I pomyśleć, że parę lat temu nieśmiało spożywali pokoncertowe piwo pod ścianą na Dobrej!

Jako ostatni na scenę wskoczyli (dosłownie) The Subways. Trójce Brytoli najwyraźniej nie przeszkadzał klub wypełniony w mniej niż połowie, bo zachowywali się, jakby grali właśnie jeden ze swoich słynnych koncertów przed AC/DC. Energetyczny rokendrol, zagadywanie publiczności po polsku, skoki w tłum. Takie tricki działają na każdego!



Szkoda tylko, że po wysłuchaniu supportów materiał największej gwiazdy zabrzmiał jak kolejna wersja koledżowych i kalifornijskich kapel w stylu Weezer czy Blink 182. Miło jednak było usłyszeć takie przeboje jak „Rock’n’roll Queen” czy „Oh Yeah”. Na więcej zachwytów jesteśmy już chyba jednak za starzy!

tekst: Michał Kropiński

Gus Gus @ 1500 m@2 do wynajęcia, 20.10.11

Gus Gus uwagi nigdy dość! Grupa zresztą odwiedza nas regularnie – jak nie całą ekipą, to solo. W tym roku przypomnieli o sobie naprawdę mocnym singlem „Over” i płytą „Arabian Horse” – produkcją równą, transową i mocno najntisową. Taki też był ich koncert w 1500 m² do Wynajęcia, gdzie pomimo niewielkiej przestrzeni, jaką mieli do dyspozycji, udało im się nie najgorzej zabrzmieć, profesjonalnie błysnąć światłem i przede wszystkim świetnie zaśpiewać. President Bongo, kiedyś wglądający jak XIX-wieczny gentleman, dziś wiking pełną gębą, niskim głosem snuł opowieści oplatane pulsującymi, gumowymi brzmieniami. W bardziej żywiołowych momentach prym wiedli Earth i uwielbiany przez wszystkich Daníel Ágúst.
tekst: Rafał Rejowski

Free Form Festival @ Soho Factory, 14-15.10

Drugim festiwalem, bez którego październik się nie liczy, jest Free Form. Miejsce tegorocznej edycji robiło wrażenie – kompleks Soho Factory od progu wprowadził nas w klimat i rozbudził koncertowy apetyt. O ile jeszcze Villa Nah – fiński projekt electro-synthpopowy – pobudził nas do lekkich pląsów, o tyle na mięsistym secie Vitalica, w nawale przekombinowanych i przesterowanych bitów, wytrzymaliśmy tylko 15 minut. Udaliśmy się więc na zwiady i nadal nie mogliśmy się nacieszyć atmosferą, jaką tworzył kompleks starych fabryk w festiwalowej, różowo-fioletowej aranżacji. Kolejnym gorącym punktem w piątkowym line-upie był występ energetycznych Brytyjczyków z Does It Offend You, Yeah?, których gig na tegorocznym Selectorze dosłownie wbił nas w krakowskie Błonia.



Byliśmy przygotowani na podobną moc i żywiołowość, a było... jedynie przeciętnie. Być może to wina problemu z nagłośnieniem i psującego się co chwilę mikrofonu, ale nie udało nam się tym razem wczuć w to punkowo-elektroniczne szaleństwo. Szybko więc przenieśliśmy się na scenę obok, na której połowa duetu Aeroplane – znana ze świetnych, tanecznych remiksów – sprawiła, że mała scena zamieniła się w najgorętszą imprezę piątkowego wieczoru. Wielki ukłon w stronę Vito De Luki, który podczas godzinnego setu trzymał równy poziom i nie kombinował niepotrzebnie z brzmieniem. Z dźwiękami dobrego disco w uszach udaliśmy się na koncert legendy trip-hopu – Lamb.



Jak to bywa z kultowymi zespołami, liczyliśmy na naprawdę wiele. Rzeczywistość nie spełniła niestety tych oczekiwań. Słabo nagłośniony przepiękny głos Lou Rhodes gubił się w ciężkich dźwiękach tworzonych przez Andy'ego – nawet tak fenomenalny utwór jak „Gabriel” zagubił się gdzieś między murami ogromnej hali. Zdegustowani (i chyba lekko już zmanierowani) skoczyliśmy na dosłownie kilka chwil na set didżejski Miss Kittin, która tym razem nie była „high”. Zabrakło brudu, seksu i przemocy, do jakiej przyzwyczaiła nas królowa electro clashu. Ech... piątek nie był dla nas udanym dniem, choć warto pochwalić organizatorów za przygotowanie miejsca, rozwiązania logistyczne (toalety na żadnym innym festiwalu nie są tak łatwo dostępne) oraz oświetlenie scen, które idealnie współgrało z klimatem miejsca.

Brytyjczycy z Fenech Soler, od których zaczęliśmy drugi dzień festiwalu, wywołali zachwyt głównie wśród młodszej części publiczności, w podskokach wdzierającej się pod scenę. Energetyczne granie w stylu modnym parę lat temu mogło się spodobać wielbicielom perfekcji wykonawczej, niestety w porównaniu z resztą artystów wypadało dość blado. Czysty, niemal boysbandowy głos wokalisty momentami trącił pościelą. Jak to powiedziała nasza znajoma: „byłoby spoko, gdybym miała 15 lat”. Festiwal uratował niespodziewanie Mr. Oizo, na którego malkontenci narzekali, że „nie jest już modny” i że jedyna rzecz, jaką ma do zaproponowania światu to słynny „Flat Beat”. Wystarczyło jednak posłuchać przez chwilę jego setu, żeby stwierdzić, że loża szyderców nie ma racji. Było bardzo brudno, bardzo ostro, czasem wręcz atonalnie, ale tak rewelacyjnie, że na chwilę znaleźliśmy się w innym wymiarze. Oizo okazał się superwyluzowany, zaprosił na scenę niezły baunsujący tłumek i potrafił doprowadzić salę do wrzenia. Festiwal zakończyliśmy z lekkim niedosytem, ale trzeba przyznać, że FFF łatwego zadania nie ma – w październiku festiwalowe nastroje studzi jesienno-zimowa aura, a nieskrępowanej zabawie nie sprzyja też fakt, że – w przeciwieństwie do większości tego typu imprez – zamiast oderwać się od wszystkiego i przejść na festival mode wracamy co wieczór do swoich warszawskim spraw.

Warszawa w Budowie

W drugą sobotę października raz w słońcu, raz w deszczu odkrywaliśmy znikające warszawskie obiekty sportowe. W ramach festiwalu Warszawa w Budowie oglądaliśmy najstarszy wybudowany po wojnie stadion – Stadion Syrenki, który niszczejąc, służy dziś głównie za miejsce piwnych spotkań klientów pobliskiej giełdy komputerowej. Zachwyciła nas trampolina (a raczej to, co z niej zostało) dawnych basenów Legii – dziś wkomponowana dość kuriozalnie między ogrodzenie nowego stadionu a przyszły parking; zadziwił wielki stadion lekkoatletyczny na tyłach Warszawianki, a raczej rosnący na nim las; rozbawił los skoczni w centrum Mokotowa – kłopotliwego prezentu od bratniego narodu radzieckiego.

Warszawski Festiwal Filmowy

Warszawski Festiwal Filmowy w mniejszym niż zazwyczaj stopniu był dla nas tygodniem spędzonym w kinie. Filmów na pierwszy rzut oka znamionujących hit było na tyle niewiele, że najlepiej na festiwalowej giełdzie wychodzili ci, którzy obstawiali obrazy wykupione zawczasu w przedsprzedaży. Skąd festiwalowy duch wie, jaki film będzie hitem, tego nie wiemy. Widzieliśmy kilka perełek: „Martha Marcy May Marlene” Seana Durkina, „Another Earth” Mike'a Cahilla czy doskonałą, klimatyczną adaptację prozy Lovecrafta, „Whisperer in Darkness” Seana Branneya, a także „Kwestię smaku” Sally Rowe – dokument o najmłodszym kucharzu nagrodzonym trzema gwiazdkami przez „New York Timesa”.



Ale nie mogliśmy zwalczyć wrażenia, że większość filmów, a już na pewno kandydatów do głównej nagrody, to dramatyczne historie osób z niepełnosprawnościami, osób osieroconych, samotnych i wydanych na pastwę najgorszego losu. Dlatego spędziliśmy w kinie trochę mniej czasu niż zazwyczaj. Pod względem jakości był to jednak czas świetnie spożytkowany!

tekst: Agata Michalak

poniedziałek, 24 października 2011

Art & Fashion Festival, 11-22.10 @ Poznań

W miniony weekend zakończyła się kolejna edycja Art & Fashion Festival. W tym roku organizatorzy wraz z uczestnikami postawili skoncentrować się na modzie jako narzędziu komunikacji. Narzędziu, którym posługują się zarówno wielcy projektanci jak i każdy z nas ubierając się codziennie.



Na cały festiwal składa się kilka elementów takich jak warsztaty mody, przeglądy filmowe o tematyce fashion, spotkania z autorytetami świata mody oraz finałowa gala, podczas której oprócz wręczenia nagród dla uczestników warsztatów mamy możliwość obejrzenia pokazów najlepszych marek i projektantów.



Podczas dwunastu dni festiwalu uczestnicy wyłonieni w konkursie w pocie czoła pracowali nad projektami w sześciu kategoriach, których opiekunami i mentorami były osoby znane i cenione w świecie mody. W tym roku były to: projektowanie mody – Krzystof Stróżyna, ilustracja mody – Tomek Sadurski z gościnnym udziałem Barbary Hulanicki, dziennikarstwo modowe - Hanna Rydlewska i Marcin Różyc, projektowanie biżuterii - Anna Orska, fotografia - Rafał Milach i nowatorski na polskim rynku, tworzenia filmu mody - W P Onak. Laureaci warsztatów, którzy w nagrodę otrzymali letnie kursy w prestiżowej uczelni modowej Central St. Martins w Londynie zostali ogłoszeni podczas piątkowej gali Art & Fashion Festiwal.



Nagroda w kategorii Fashion Design trafiła do studentki projektowania ubioru na łódzkiej ASP – Dominiki Grzybek, która w swojej twórczości projektuje na zasadzie zaskoczenia – do klasycznych krojów dodaje nie pasujące elementy.

W kategorii Fashion Drawing nagroda trafiła w ręce Katarzyny Smoczyńskiej – 22 letniej studentki grafiki z Poznania, której nagrodzony projekt inspirowany był kolekcją Celine.

Wśród uczestników warsztatów Fashion Writing, którzy w przeciągu dziesięciu dni mieli za zadanie stworzyć 100-stronicowy magazyn modowy, wyłoniono laureatkę – Kasię Kamińską. Młodziutka studentka dziennikarstwa i turkologii z Warszawy zaskoczyła opiekunów warsztatu reportażem pod roboczym tytułem „Oldschoole”, opowiadającym o nietuzinkowych poznaniakach, którzy mimo swojego wieku potrafią bawić się i myśleć jak młodzi ludzie.

Laureatką w kategorii Fashion Photography została Olga Ozierańska. Jej cykl o licealnej koleżance Mai, która jest transseksualistą, wywarł ogromne wrażenie na Rafale Milachu – opiekun warsztatów Fashion Photogprahy. Absolwentka Intermediów na poznańskiej ASP odkryła na festiwalu, że jej drogą jest fotografia. To właśnie dokument sprawia jej największą satysfakcję.

Marta Litarowicz-Migdał otrzymała główną nagrodę w kategorii Fashion Jewellery za kolekcję broszek, opasek i poduszeczek. Całość wykonana jest z tkanin z nadrukami autorstwa Marty.

Zwycięzca pierwszych warsztatów Fashion Video został Tomasz Biskup.



Wyróżnienia podczas tegorocznej edycji trafiły do Edyty Iwony Filipowicz (Fahion Design), Arletty Magiery (Fashion Jewellery), Anny Matusznej (Fashion Photography), Pawła Zawiślaka (Fashion Drawing), Pawła Kędzierskiego (Fashion Writing) i Tomasza Ziółkowskiego (Fashion Video).



Na zakończenie gali mieliśmy okazję usłyszeć Marianne Faitfhull, której występ był idealnym zakończeniem piątkowej gali. Niesamowita barwa głosu i energia jaka wydobywała się ze sceny hipnotyzowały. To była iście modowa noc w Poznaniu, której pozazdrości może wielu organizatorów podobnych eventów. Profesjonalizm widać było na każdym kroku. Wielkie brawa dla wszystkich, którzy sprawili, że stolica Wielkopolski zamieniła się w ogromny uniwersytet mody.

tekst: Rafał Gruszkiewicz
foto: Łukasz Brzeskiewicz, Michał Baranowski