czwartek, 10 maja 2012

Foster the People @ Palladium, 08.05.12

Pierwsze koncerty Foster the People nad Wisłą przeszedł do legendy zanim jeszcze zdążyły się rozpocząć. Zainteresowanie występem było tak ogromne, że grupa zagrała aż dwa regularne sety jednego wieczoru. SMS-y od czekających przed wejściem znajomych mogły skutecznie odstraszyć nawet najbardziej zdeterminowanego fana. Kolejka chętnych do zobaczenia Amerykanów sięgała bowiem aż do Domów Centrum. Zrażeni przeżyciami rodem z poprzedniego systemu postanowiliśmy zatem wpaść na koncert tuż przed jego rozpoczęciem.
Drugi set wystartował z minimalnym opóźnieniem spowodowanym chyba nieustającym napływaniem kolejnych widzów… Grupa wskoczyła na scenę i jak u Hitchcocka zaczęła od trzęsienia ziemi serwując zabójczy zestaw zakończony kultowym „Houdini”. Potem było już tylko lepiej, choć wspomniane trzęsienie ziemi było bliskie zakończenia się katastrofą. Po zespole widać było trudy wcześniejszego występu, a i pan akustyk chyba trochę zaspał tak nagłaśniając bas, że Foster i ekipa brzmieli przez chwilę jak rasowy punkowy skład…
Potem jednak, jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko odwróciło się o 180 stopni i zaczęła się rasowa wiksa rodem z transmisji MTV Live. Wszystkiemu winna publika, która przejęła funkcję napojów energetycznych i poniosła Amerykanów na wyżyny ich możliwości. Takiego pisku na koncercie nie słyszeliśmy chyba jeszcze nigdy. W końcu zrozumieliśmy, o co chodzi w powiedzeniu o dwunastym zawodniku. Przy takim dopingu po prostu nie da się zagrać słabego meczu.
Spotkanie na szczycie trwało dalej, a niespodzianki sypały się jak z wora Świętego Mikołaja. O ile niektórych rozwiązań aranżacyjnych się spodziewaliśmy, to bliskie brzmieniu Blur „Don’t Stop” i ocierające się o rasowe electro „Pumped Up Kicks” sprawiły, że nie możemy ocenić tego wieczoru inaczej niż wspaniały, a zespołu przenieść z zakładki „sezonowa zajawka” do szufladki z napisem „pierwsza liga”.
tekst: Michał Kropiński, foto: Fila Padlewska