Dlaczego?
To nie jest dobry weekend dla
festiwali. Wczoraj mogliście przeczytać co o wrocławskiej
Synesthesii sądzi redaktor Kalinowski. Teraz ja biorę się za opis
festiwalu, który w mojej głowie nigdy nie był wystarczająco
interesujący, aby się na nim pojawić z własnej woli. No dobra.
Jednak tam poszedłem, więc słuchajcie i zgadzajcie się tudzież
nie.
Po pierwsze muszę oddać
sprawiedliwość Good Music Productions. FFF jest świetnie
wyprodukowanym festiwalem. Dobrze ułożone sceny, dużo barów,
fajny wybór jedzenia, dźwięki z różnych scen nie nachodzą na
siebie. Wszystko wydaje się świetnie. Wydaje się.
Teraz, żeby zrozumieć dlaczego FFF
jest tylko średnio rozpoznawalnym festiwalem wystarczy, że
spojrzycie na ceny wejściówek,a potem na line up. Teraz spójrzcie
na ceny wejściówek i line up Taurona. Po pierwszym szoku w sprawie
cen wchodzicie na teren festiwalu. Jest 22:30 czyli od pół godziny
powinna już występować Nina Kraviz, ale zamiast niej na drugiej
scenie gra xxxy. Informacja o zmianie line upu wisi w trzech punktach
festiwalu i są to kartki A4 z wydrukowanym nowym line upem. O braku
Toddla T dowiedziałem się godzinę później od kogoś, kto
usłyszał to od kogoś, gdy wszedłem na stronę FFF nie zobaczyłem,
żadnej informacji, przeprosin, że on (i Little Boots) nie pojawili
się w Warszawie. Rozumiem, że nie zawsze jest to wina organizatora
(najczęściej nie jest) że jakiś muzyk nie dolatuje na imprezę
(case spóżnionej Niny Kraviz, która ostatecznie zagrała na RBMA
Stage), ale to od organizatora oczekuję dokładnej odpowiedzi na
pytanie „Dlaczego?”. Gdy zapytałem na wallu FFF o to czemu
Toddli nie ma i czy może przegapiłem gdzieś wyjaśnienie i
przeprosiny otrzymałem odpowiedź „Przegapiłeś...” Classy.
Oczywiście nie omieszkałem napisać
do Toddli z pytaniem czemu nie ma go w Polsce. On w przeciwieństwie
do organizatorów jednego z największych festiwali w naszym kraju
odpowiedział. Dla tych, którzy nie wiedzą – Todlla T został
odwołany przez organizatora festiwalu. Podobnie jak Little Boots,
która została odwołana kilka dni przed wydarzeniem o czym nie omieszkała
poinformować na swoim fanpage’u. Oczywiście według Good Music
wina leży po stronie pogody.
Jednak zapomnijmy o tym. Skupmy się na
muzycę.
Głównie byłem na scenie RBMA. Zresztą fakt, że Akademia Red Bulla stała się częścią FFF, był jedynym powodem, dla którego rozważałem pojawienie się na festiwalu. Pierwszego dnia dobrze zaczął, niestety średnio skończył Zeppy
Zep, problemy ze sprzętem wybiły go z rytmu, gdyż w połowie setu
miał całkiem spory parkiet, który potem powoli się wykruszał.
Następnie pojawił się Daniel Drumz, który około hip-hopowym
mixem zmiażdżył publikę, niestety nie był najlepszym wstępem
dla Niny Kraviz, która wystąpiła dwie i pół godziny po
zaplanowanym czasie. Nina niestety nie zdążyła na swój samolot,
więc GM ratowało sytuację. Zagrała... fajnie, ale nie w tym leży
do końca magia panny Kraviz. Nina jest najlepiej prezentującą się
djką na świecie. I widać było, że ludzie nie tylko zachwycali
się jej setem, ale też tym jak wyglądała za konsoletą pochodząca
z Irkutska gwiazda. Na koniec festiwalu występowało Bloody
Beetroots. Jest to zły zespół, więc jego występ był zły. Grali
dj set, który był złym dj setem, bo BB robią złą muzykę, więc
słuchają złej muzyki i taką też muzykę puszczają.
Drugiego dnia, pierwsze dwie godziny
spędziłem w namiocie należącym do Spoken Wordu. Zobaczyłem
straszną Brytyjkę, śmiesznego Brytyjczyka i kilku świetnych
polskich slamerów.
Drugi dzień na szczęście był lepszy
od dnia numero uno. Gessalfelstein i Brodinski grali Blawana i
Boddikę. Jazzanova jak zwykle czarowała swoim Jazzem, a Ewan
Pearson szalał podczas swojego setu. Chciałem również zobaczyć
Doca Daneeka i Benjamina Damage’a, jednak wiedząc, że panowie
występuję w Polsce raz na dwa tygodnie stwierdziłem, że pójdę
do domu grać w Fifę 13. Awansowałem do 7 ligi. [Kacper Peresada]