5 października w klubie Progresja
odbył się koncert brytyjskiej formacji Anathema.
Jadąc na koncert wiedziałem, że
wszystkie bilety zostały wyprzedane. Sala wypchana po brzegi
potwierdziła , iż zespół ma w Polsce wielu wiernych fanów.
Anathemę supportował niemiecki zespół
A Dog Called Ego jednak nie było mi dane go posłuchać.
Strajk
pielęgniarek, zawalony chodnik przy budowie metra, a do tego
cotygodniowe, piątkowe korki skutecznie opóźniły moje dotarcie
do Progresji. Na szczęście zdążyłem na gwiazdę wieczoru.
Październikowe
występy są już drugą mini trasą związaną z tegorocznym albumem
„Weather Systems”. Krótko po zgaszeniu wszystkich świateł i
intensywnej pracy wytwornic dymu, zespół pojawił się na scenie.
Na rozgrzewkę otrzymaliśmy kilka najnowszych utworów w tym
otwierający Untouchable
w obu częściach.
Duszna atmosfera nie przeszkodziła nikomu w
dobrej zabawie, tłum z euforią przyjmował kolejne nagrania. Oprócz
nagrań z nowej płyty pojawiło się również trochę starszych
utworów znanych z płyt Judgement czy Alternative 4. Mocne, gitarowe
brzmienia były uzupełniane dźwiękami syntezatorów oraz bajecznym
głosem Lee Douglas.
Żywiołowość na scenie oraz zaczepki słowne
Daniela Cavanagha podkręcały jeszcze bardziej publikę. Widać
było doskonałą interakcję między sceną a fanami, zespół chyba
naprawdę dobrze się u nas czuje. Po zagraniu szesnastu utworów,
zespół zniknął za kulisami. Nie trwało to jednak długo,
publiczność szybko wywołała muzyków na scenę. Bis był mocną
częścią całego wydarzenia. „Internal Landsacapes” i „Empty”
a zaraz po nich cover Metallicy „Orion” wywołały mnóstwo
uśmiechów na twarzach publiczności. Tuż po nich pojawił się
utwór – dedykacja dla zmarłej matki braci Cavanaghów zatytuowany
„One Last Goodbye”. Był to niezwykle emocjonalny fragment
koncertu. Na koniec zaś zespół zagrał „Fragile Dreams” i
wszyscy zapomnieli o smutku, koncert zakończył się bardzo
energetycznym akcentem. Po krótkich wygłupach na scenie związanych
z urodzinami Daniela, zespół zszedł ze sceny. Nie był to jednak
koniec spotkań z artystami. Wyraźnie zadowoleni z koncertu artyści
pojawili się po chwili przy stoisku z gadżetami, robili sobie
zdjęcia z fanami oraz chętnie podpisywali płyty. Anathema
doskonale pokazała swoją ewolucję muzyczną. Od bardzo ciężkiego,
doom metalowego grania po wrażliwą, rockową muzykę godną samych
Pink Floyd. Mówię to z pełną świadomością ponieważ słucham
ich od piętnastu lat. Myślę, że ten koncert dla wielu osób był
magiczny i zostanie zapamiętany na długo a sam zespół nie nam
długo czekać na swoją kolejną wizytę w Polsce.
Mcq