sobota, 6 października 2012

05.10.12 - Raster Noton Showcase @ Avant Art Festival, Eter, Wrocław

Na pierwszych frankfurckich i berlińskich imprezach elektronicznych Depeche Mode mijało się w tańcu z Front 242, a Skinny Puppy zgrywało z Ministry. Zafascynowani syntetycznymi dźwiękami niemieccy balangowicze, ów rodzaj grania nazywali techno. Podczas gdy detroickie pofabryczne hale dudniły w takt produkcji Juana Atkinsa, Kevina Saundersona i Derricka May'a, nasi zachodni sąsiedzi szukali swojego własnego brzmienia. O tym jak je znajdowali, gubili i wciąż gonili opowiada dokument Maren Sextro i Holgera Wicka „We Call It Techno”. Mimo że związani po części z magazynem Slices, twórcy filmu nie uniknęli pomnikotwórczych mielizn, ich opowieść o czasach formułowania się największej germańskiej subkultury pełna jest interesujących wspominków, anegdot i archiwaliów. Pokaz, który odbył się w Heliosie w ramach projektu Avant Art Film, zaostrzył nam jeszcze apetyt na wieczorny showcase Raster Noton. I choć do Eteru było rzut kiepem, poprzedzający techniczne tour de force występ berlińskiego electro-Big Cyca zwanego Bonaparte zmusił nas do oddalenia się w tylko nam znanym kierunku. Po kolacji ruszyliśmy z powrotem do fabryki imprez - jak klubowego molocha zwykle nazywa moja żona. Cyrkowe tłumy mijały nas przy kontuarze najdroższej szatni w Polsce, podczas gdy Frank Bretschneider rozstawiał się na scenie. Już pierwsze, wycyzelowane dźwięki dochodzące z laptopa zasłużonego w bojach reprezentanta niemieckiej wytwórni, zapowiadały wspaniały wieczór spędzony w całości pod głośnikami. Soundsystem Eter ma zacny i po krótkiej wymianie zdań między akustykiem a Kanding Ray'em brzmiał on świetnie. Niestety dobre też ma Eter oświetlenie i przyzwyczajeni do urządzania dyskotek włodarze klubu nie mogliby sobie odpuścić jego prezentacji. Geometryczne, monochromatyczne wizualizacje z których słynie chemnitzki label rozpływały się w strugach niebieskich i zielonych lampeczek, a wraz z nimi ginęła myśl stojąca za konceptualną oprawą graficzną - nomen omen - Raster Noton. Kiedy jednak zamknęło się oczy potężne basowe stopy i zimna cyfrowa ornamentyka rysowały przed oczami minimalistyczne obrazy, którym przyklasnął by pewnie i sam Olaf Bender. Jeśli chodzi natomiast o muzykę to czy grał Bretschneider czy Byetone czy Kanding Ray, to napisać właściwie wypada tylko jedno - to właśnie nazywam techno. Surowe, potężne i poruszające (nie tylko do tańca).

[tekst: Filip Kalinowski, foto: Joanna Stoga]