piątek, 16 marca 2012

Rise Against, Architects, Touché Amoré @ Stodoła, 15.03.12

Czwartkowy wieczór w Stodole obfitował w ewenementy różnego rodzaju. Myślałem, że wiem czym jest tłok i aplauz, ale zuniformizowana niczym oddziały SS młodzież, która przyszła zobaczyć i usłyszeć Rise Against na żywo, zredefiniowała dla mnie te pojęcia, przyjmując zespół w piekielnie gorący sposób. Niestety, reakcje polskiej publiki były nieproporcjonalne do poziomu występu, który był zestawem przewidywalnych popisów przy akompaniamencie podobnych do siebie, hymnicznych numerów. Chwilę wcześniej zaprezentowali się Brytyjczycy z Architects grający średnio strawne połączenie screamo z radiowym pop-rockiem. Prawdziwą gwiazdą wieczoru okazali się jednak, występujący jako pierwsi, Kalifornijczycy z Touché Amoré, którzy sprzedali potężną dawkę dynamicznego, emocjonalnego hardcore'u. Miód na wszystkie rozedrgane serca. Aż szkoda, że występowali jako pierwsi, bo ciężko popija się foie gras oranżadą. Obiecali powrót na osobny koncert, trzymam za słowo. [tekst Cyryl Rozwadowski]









[foto: Bartosz Bajerski]

Ponieważ koncert Rise Against wzbudził dość skrajnie odczucia, dla równowagi głos oddajemy także entuzjaście:


Podczas długiej przerwy między występem supportów a gwiazdy wieczoru publika reagowała krzykiem na każdy ruch na scenie. W końcu wkroczyła na nią legenda California punku i rozpocząło się ekstremalnie piękne szoł, którego gwiazdą był nie tylko zespół, ale i publiczność. Cała sala wirowała w wariackim pogo, był gonisz, była ściana śmierci, był crowd surfing, był pot, była krew i siniaki. Co jak co, ale zespół nie mógł tej nocy narzekać na widownię. Właściwie w ogóle nie było powodów do narzekania. Nawet ochrypnięty Tim Mcllrath wciąż brzmiał dobrze. Nie zabrakło ani szybkich numerów, ani pięknych akustycznych ballad (w pewnym momencie publiczność po prostu usiadła na podłodze). Świetny koncert - czekam niecierpliwie na następny! [tekst: Andrzej Trzmiel]