wtorek, 14 lipca 2009
Let's go, Murphys! 12 lipca, Warszawa, Progresja
Pełni oczekiwań udaliśmy się na daleki WAT, żeby obadać irlandzkich bostończyków, czyli punkowy band Dropkick Murphys, znany z zamiłowania do łączenia konwencji – hardcore'u z elementami muzyki irlandzkiej i ska – oraz do baseballu, a zwłaszcza bostońskich Red Sox. Oczekiwania wywołał medialny szum, który towarzyszył premierowemu występowi chłopaków w Polsce – co dziwne o tyle, że o grupach z tej bardziej łomoczącej półki rzadko tak entuzjastycznie rozpisują się mainstreamowe media. Okazało się, że wrzawa wokół Murphys jest całkiem uzasadniona. Siedmiu chłopa na scenie, w tym w porywach cztery gitary, dudy, dwa mocne wokale i sto stopni piekielnej gorączki wewnątrz spływającej potem i testosteronem Progresji dało nam popalić. Chyba nie tylko nam, bo w tłumie widać było głównie nagie, wytatuowane męskie torsy i rozciągnięte w szerokim uśmiechu usta, wykrzykujące za wokalistami Alem i Kenem wszystkie teksty. Ci zresztą wygrywają konkurs na najbardziej przyjaznych frontmanów sezonu – najpierw zaprosili do siebie dziewczyny, by odetchnęły od zmaskulinizowanej atmosfery w klubie, przy następnym kawałku zaś – wszystkich chętnych. Dla każdego znalazło się miejsce, nikt nikogo nie ściągał i nie przeganiał, w związku z czym w pewnym momencie muzykom towarzyszył tłumek chyba większy niż ten, który został pod sceną. Mimo tego, że w ten niedzielny wieczór w Progresji zgromadziło się chyba najbardziej hardkorowe i rock'n'rollowe towarzystwo w stolicy – oiowcy pod rękę z punkami i lekko podstarzałymi rockersami – nie odnotowaliśmy żadnych istotniejszych rozrób i konfliktów. W dodatku urzekła nas szantowa niemalże atmosfera niektórych balladowych kawałków, wytrwałość i wierność fanów oraz dostępny w lokalu catering – pyszne wegańskie żarcie (znane nam osobiście z dań wydawanych na krechę podczas Open'era) zamiast kiełbas z przysłowiowego gryla. Let's go, Murphys! [Tekst: am, foto: Ryszard Raszplewicz, www.rockmetal.pl]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz