wtorek, 14 lipca 2009

David Byrne, 13 lipca, Stodoła


Kilka dni przed koncertem dostałem zaproszenie na starym poczciwym MySpace od niejakiego "niespodzianka dla David'a Byrne'a". Z profilu wyżej wymienionego dowiedziałem się 4 istotnych rzeczy (informował o nich też Aktivist!). Wszystkich wybierających się na koncert zachęcano, aby:

1) ubrali się na biało (tak jak artyści),
2) po utworze "Once in A Lifetime" wypuścili w powietrze bańki mydlane,
3) na zakończenie piosenki "Burning Down the House" rzucili na scenę papierowy samolocik,
4) rzucili w kierunku sceny kwiatek po kawałku "Everything That Happens Will Happen Today".

Nie spodziewałem się, że warszawska publiczność tak dobrze odrobi pracę domową! Niemal co druga osoba z białym elementem na sobie, fruwające bańki i deszcz kwiatów dla artystów. Jednak prawdziwy show zrobił na scenie David z załogą! Blisko dwugodzinny set z najlepszymi kawałkami Talking Heads (m.in. "Burning Down the House") i Byrne'a we współpracy z Brian'em Eno. Świetna choreografia sceniczna lidera i towarzyszących mu muzyków i tancerzy ("Take Me To the River"). Publiczność bawiła się doskonale (średnia wieku była wyższa niż na Morrissey'u), a co najważniejsza - idealnie wczuwała się w to, co robił Byrne. Trasa "Songs of David Byrne and Brian Eno" zebrała bardzo dobre recenzje na świecie, a występ w Stodole tylko to potwierdził, tak samo jak moi znajomi, którzy wysyłali mi podczas koncertu smsy i ustawiali sobie opisy na Facebook'u: "Fajosko jest, nie?" , "Koncert roku" , "Lepiej niż w Berlinie" etc. Tę opinię musi też potwierdzić Bartek Czarkowski (dziennikarz radiowy Roxy FM), który świetnie bawił się na koncercie tuż przede mną, lekko mi przy tym zasłaniając (Bartek pozdrawiam! :) ). Po wyjściu z koncertu dość długo zastanawiałem się czy zespół bisował 3 czy 4 razy. Zagrali "tylko" 3 bisy, czekam(y) na powrót!
[tekst i foto Piotr Bartoszek, Pitaparty]




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz