wtorek, 14 lipca 2009

08.07 - Peaches & Jane's Addiction, Poznań, 8 lipca

Koncerty zagranicznych gwiazd od kilku już lat na nikim nie robią wrażenia, a w zalewie festiwali ciężko czas podzielić między wszystkie atrakcje. Blisko dekadę trzeba było jednak czekać na moment w którym headlinerzy będą przyjeżdżać nad Wisłę w towarzystwie supportów przez nich samych wybieranych na trasy. Poznańska Malta wprowadziła w tym roku obok silent disco i ten rzadko u nas propagowany zagraniczny zwyczaj, lecz występ poprzedzającej Jane’s Addiction, Peaches dla gwiazd wieczoru mógłby być argumentem za wybraniem jakiegoś mało znanego i mniej charyzmatycznego polskiego zespołu na wprowadzenie w klimat. Merrill Beth Nisker w asyście niemieckiej grupy Sweet Machine bezceremonialnie ukradła show utytułowanym Kalifornijczykom. Po jej występie Perry Farrell i spółka nawet za swych młodzieńczych lat nie mieliby zbyt wiele do pokazania. Pełen przekrój przez repertuar kanadyjsko-berlińskiej „divy” zamknięty w formie rozerotyzowanego wodewilu do zdjęcia koszulek i wrzasków przy refrenach zmusił nawet najbardziej zatwardziałych fanów rocka. Rozśpiewane, nowe utwory Peaches poprzedzała tekstami rodem z przerysowanego, komediowego porno, podczas gdy starsze hity żadnej zapowiedzi nie potrzebowały. Obok stage divingu i przechadzania się w tłumie, podczas koncertu na scenie pojawili się dwumetrowi, hermafrodytyczni kuzyni, światełko dla Polski odpalone z… łona i zwrotka poprzedzona zwróceniem treści żołądka. Cyrk jakich mało. Cyrk będący jedynie tłem dla porywającego swoją energią elektro-punkowego show. Bo jakie inne koncert kończą się zawołaniem „We hope we fucked You In the ass tonight”?


Choć Nisker w kategoriach scenicznej energii i spektakularności występów nie ma zbyt wielu konkurentów przez cały swój koncert nawet na moment nie zapomniała kto jest gwiazdą wieczoru, a nazwę headlinerów wymieniała prawie równie często jak słowa na F.
Perry Farrell, lider legendarnego Jane's Addiction, Porno for Pyros i Satellite Party, to pan w wieku Morrisseya (pięćdziesiątka na karku). W związku z bezpośrednią bliskością obu koncertów mogliśmy porównać formę w połączeniu ze stylem życia i niniejszym donosimy, że baaaardzo dużo narkotyków w połączeniu z seksem, rock'n'rollem i jeszcze większą górą narkotyków wcale nie konserwuje gorzej niż domniemana abstynencja Mozza i jego fanatyczny wegetarianizm. Wieku Farrella absolutnie nie odgadlibyście po wysokooktanowym występie, który pierwsza wymieniona formacja, zreaktywowana po raz kolejny – choć po raz pierwszy od 18 lat w oryginalnym składzie – dała na dziedzińcu Targów Poznańskich. Skaczącemu po scenie, pociągającemu z butelki wino (kalifornijskie, jak mniemamy) i wprost rozsadzanemu przez pozytywną energię Farrellowi bliżej było do niefrasobliwego surfera o manierach gwiazdy rocka niż do ustatkowanego pana w średnim wieku. A jeszcze bardziej – do... Brüna, nowego wcielenia Sachy Barona Cohena, z którym łączą go: tleniona grzywka, smukła sylwetka androgynicznego seks-symbolu i pewna miękkość ruchów. Może tak się robi wszystkim żydowskim chłopakom po przenosinach do LA?


W każdym razie w niezgorszej formie była reszta bandu: Dave Navarro, Eric Avery i Stephen Perkins, którzy wydobyli ze świetnie znanych poznańskiej publiczności kompozycji całą ich brudną energię. Ta tym razem zabrzmiała jakoś tak wesołkowato, jakby zespół naprawdę cieszył się z powrotu w wielkim stylu. Panowie wygrali (wszystkie) hity, bywało nieomal lirycznie, Farrell zapraszał publiczność w odwiedziny do Kalifornii i z radością, która charakteryzowała cały ten występ, powitał fana, który wdarł się przez nikogo nie zatrzymywany na scenę. Chłopaka pochwycono wprawdzie w momencie, kiedy sięgał po mikrofon z rąk Perry'ego, ale i tak szacun! I choć koncert zaczął się od kilku kropel deszczu, a poznańska publika nie stawiła się tak licznie, jak nam, naiwnym warszawiakom, mogło się wydawać, wzbudziła nasz szacunek wytrwałością, z którą przez 20 minut po ostatnim bisie skandowała „Jane's Addiction”, mimo że mikrofony zostały już dawno odłączone, a ekipa techniczna zaczęła znosić sprzęt ze sceny. [tekst: fika, am, foto: W. Barzewski/Reportage]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz