
Od początku występu Horrorsów było jasne, że lepiej się sprawdzą w stosunkowo niewielkiej Proximie - klubie o klaustrofobicznie niskim suficie - spowici mrokiem i dymem, niż na wielkiej scenie festiwalu Off, w dodatku w pełnym, popołudniowym słońcu. I choć akustyk nie powinien za swoją pracę dostać ani złotówki (tak źle nagłośnionego koncertu nie słyszeliśmy dawno – gdzie się podziały średnie i wysokie tony?), doskonałe numery, głównie z ostatniej płyty, świetnie obroniły się same, a chłodny attitude chłopaków paradoksalnie rozgrzewał niezbyt co prawda liczną, ale najwyraźniej oddaną publiczność. Ani razu nie patrzyliśmy na zegarek, a to bardzo dobry znak.
tekst: Rafał Rejowski, zdjęcie: Aleksandra Żmuda