
Cieszył widok wypełnionej sali koncertowej i totalnego skupienia na twarzy publiczności. To był koncertowy pewniak i wiedzieliśmy, że czeka nas wyjątkowy wieczór. Rozpoczął się od pochodzącego z drugiej płyty artysty utworu „Biscuits for Breakfast”, wprowadzającego w bardzo nastrojowy świat Anglika. Kolejne utwory pochodziły z wydanej w czerwcu tego roku płyty „Perfect Darkness” przeplatane były kawałkami z „Biscuits for Breakfast” i krótkimi opowieściami Finka.

Między innymi o tym, dlaczego na scenie zabrakło specjalnie na tę trasę przygotowanej scenografii - nie dojechała z wcześniejszego koncertu w Pradze i zespół musiał sobie poradzić bez niej. Zrobił to doskonale. Podczas prawie półtoragodzinnego występu nie potrzebowaliśmy żadnych specjalnych efektów świetlnych i innych ozdobników. Wystarczyła jedynie gitara akustyczna i niesamowity głos, którym Fink wręcz hipnotyzował. Oby więcej takich kameralnych występów w Warszawie!
teks: Rafał Gruszkiewicz