Wystawy, wykłady, projekcje i koncerty - to wszystko miało miejsce podczas głównego weekend Łódź Design 2011. "Change" to hasło przewodnie tegorocznej edycji i mówiąc szczerze, pokazało dosłownie i w przenośni jak wszystko jest płynne i umowne zarazem: opuszczone obiekty zaadaptowano na galerie, sztukateria na ścianach może być nowoczesna i przybierać nowoczesne formy pasujące i do loftu i do wnętrza high-tech, a podsumowanie osiągnięć wcale nie musi być nudną prelekcją towarzyszącą prezentacji - może być performancem w ciemnych pomieszczeniach i korytarzu, gdzie dudni muzyka, ludzie się śmieją, a wszystkie cyferki, wykresy i słowa ukazują się na ścianach, dzięki włączeniu ultra-fioletowych lamp.
To co zasługuje na wielką uwagę (i za co szacun dla Oli Kietli i zespołu) to spójność wydarzenia: każdy człowiek, nawet amator, znajdzie dla siebie ten moment i to miejsce festiwalu, dzięki któremu dowie się co znaczy 'design' i pozna jego ambiwalentne oblicze - tak bardzo codzienne i prozaiczne, z drugiej strony skłaniające do kontemplacji.
Na dzieci czekała specjalna sala, w której - mimo mych 26 skończonych lat - odnalazłem w sobie małego Bartusia, który chciał jeść owsiane ciasteczka budując z klocków i rysując kredkami:)
Tekst: Bartek Badowski