Warszawski Festiwal Filmowy w mniejszym niż zazwyczaj stopniu był dla nas tygodniem spędzonym w kinie. Filmów na pierwszy rzut oka znamionujących hit było na tyle niewiele, że najlepiej na festiwalowej giełdzie wychodzili ci, którzy obstawiali obrazy wykupione zawczasu w przedsprzedaży. Skąd festiwalowy duch wie, jaki film będzie hitem, tego nie wiemy. Widzieliśmy kilka perełek:
„Martha Marcy May Marlene” Seana Durkina, „Another Earth” Mike'a Cahilla czy doskonałą, klimatyczną adaptację prozy Lovecrafta, „Whisperer in Darkness” Seana Branneya, a także „Kwestię smaku” Sally Rowe – dokument o najmłodszym kucharzu nagrodzonym trzema gwiazdkami przez „New York Timesa”.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiitN8SIQ_343wwl27cYtPGSBApaKJbgZpx1koySmh_-jcmeDqgwWgNLXq9LM88hd7K953Ngjcf4VutkuHKbXozUTFkYiFwY8UG2-VuIxY77afIU1dH-fnNequa5NJNhqmf2vcier4h5vz5/s400/mmm_2011_a_l.jpg)
Ale nie mogliśmy zwalczyć wrażenia, że większość filmów, a już na pewno kandydatów do głównej nagrody, to dramatyczne historie osób z niepełnosprawnościami, osób osieroconych, samotnych i wydanych na pastwę najgorszego losu. Dlatego spędziliśmy w kinie trochę mniej czasu niż zazwyczaj. Pod względem jakości był to jednak czas świetnie spożytkowany!
tekst: Agata Michalak