W najgorętszym dla redakcji momencie wszyscy się wyrwaliśmy i – po pośpiesznym popasie na pobliskiej stacji benzynowej – popędziliśmy do Stodoły, gdzie właśnie zaczynał się wyczekiwany koncert TV on the Radio. Z bólem serca i głowy wyszliśmy jednak przed końcem, bo i tak gęsta muzyka nowojorczyków na żywo okazała się wyjątkowo trudna.
Słuchając kolejnych świetnych numerów, mieliśmy wrażenie, że nagłośnienie bardziej sprawdziłoby się na open'erowej łące. Stłoczone w Stodole dźwięki miażdżyły nas bezlitośnie swoim podskórnym zgrzyto-buczeniem. Nie posądzamy o to Stodoły, wygląda na to, że zespół albo ma nagłośnieniowca, który go nienawidzi, albo jest głuchy, albo to zespół z wizją brzmienia live, którego nie rozumiemy. I tak kochamy TotR za genialne numery i obracający się o 360 stopni łokieć wokalisty, ale tego koncertu nie wspominamy najlepiej.
[tekst: Wiechnik; foto: www.bajerski.org]