Ani się spostrzegliśmy, a już nadszedł kolejny weekend. I tym razem był dość pracowity, bo oprócz rozsianych po mieście weekendowych rozrywek, czekała nas najpierw wizyta na stadionie Legii, gdzie świszczał i błyszczał Orange Warsaw Festival. Popatrzyliśmy sobie przez chwilę z rozbawieniem, jak wiedziony instynktem stadnym naród kłębił się rozpaczliwie przy jednym wejściu, po czym spokojnie udaliśmy się do czwartego, mijając po drodze drugie i trzecie – wszystkie nieporównywalnie mniej zatłoczone. Mamy nadzieję, że wszystkim udało się wejść na czas, bo to, co działo się na scenie podczas koncertu Skunk Anansie, warto było zobaczyć (a nie jak wielu – odsłuchać tylko zza murów).
Demoniczna i piękna zarazem w swej łysowatości Skin – odziana w czarne pióra i błyszczący kombinezon – to uśmiechała się szeroko, to stawiała oczy w tzw. słup (zyskując i na urodzie, i na demoniczności), ani przez chwilę nie pozwalając publiczności przestać się zachwycać.
Po niej scenę przejął równie łysy, choć już zupełnie niedemoniczny Moby.
Następnego dnia, bardziej zirytowani niż zmartwieni odwołaniem w ostatniej chwili koncertu The Streets (żeby drugi raz nam coś takiego robić?!), niespecjalnie zainteresowani Jamiroquaiem i rozczarowani Planem B, satysfakcji szukaliśmy w Powiększeniu, gdzie tego dnia występowała Austra.
[tekst: Wiechnik, foto: www.bajerski.org