![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsfysFnLQGPCv8Wjeei3tYe3H9B0X99YWkgoic3yTYU9xkWZMYGMaIJ4_jh-gVCCLInz72N-0Wj1scHZkNJX3cY91kim-jDcx28E-x9fv3awO6i6Fn6UwtF6d5dIgZvSmw3D222VMao9OT/s320/Does_it_offend.jpg)
Miłe to uczucie – przyjść na festiwal i już po 10 minutach wiedzieć, że było warto. Pełen elektronicznie podkręconej punkowej energii koncert to zdecydowanie najlepszy punkt całego krakowskiego eventu – co nie znaczy, że inne były złe. Chociaż w przypadku Crystal Castles wystarczy zobaczyć ich raz i darować sobie kolejne koncerty (wszystkie oparte są na tych samych, mocno już ogranych patentach), ale już Klaxons znowu podnieśli poprzeczkę – szczególnie samym sobie. Za każdym razem, gdy ich widzimy, są jeszcze lepsi! Następnego dnia załapaliśmy się też na The Orb – akurat w momencie, gdy zaczynająca grać w sąsiednim namiocie Katy B ukradła im całą publiczność.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOfL7RKhAICGogxDMqjjV8d6-lHW9JFJ8q8DVgCYTfxCwl1yXCPCAc5U7AvnnZp7ymInawl8qYTq5pa4gSDpw3_Oi5A83rdV-xDAtAToEwLKzX52_vLYRaHURl17ZiqeLZlMRRl-6mLP07/s320/katy_b.jpg)
Przykry to był widok, zwłaszcza że „księżniczką sceny dub-step/funky” Katy B zupełnie nie zrobiła na nas wrażenia, choć większości publiczności jej taneczne przeboje nie pozwalały ustać w miejscu.
Energetyzującą bombą i niekwestionowanym numerem jeden drugiego dnia był występ Hercules and Love Affair.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_KPFqnT07or5niA1CMS8AVid95NS1TbpQRg2JfYa-rIqrKdV7QZOjMYW5xyd_k2jmRkSU92Hvom7l46o4sKqXeSwPsHHG8n6MswnHcGPU5M6yQZDTBCJEN6SdKF2-sb4FM17JkOE2zt6k/s320/hercules.jpg)
Wskrzesiciele epoki disco od pierwszych chwil porwali tłum do szalonej zabawy. Trzeba przyznać, że Andy Butler ma nadal niezawodną rękę/ucho do wokalistek/wokalistów. Tak jak na pierwszej płycie obdarzona mocnym głosem Naomi zrobiła ogromne wrażenie na samym Antonym Hegartym, tak i tym razem nowy wokalista swoim głosem i charyzmą zdominował koncert. Muzyczna ekstaza!
Należy też wspomnieć o headlinerce festiwalu – ten szczytny tytuł przypadł La Roux. Czy wywiązała się z powierzonego jej zadania? Tutaj zdania zapewne będą podzielone.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEB02Hl9e9K9A6XWQQQV-0_ooKtInrzgH-DXB04TKIez9YBhASKc8_qAEfcTrTOHbpEqdMdlWp36QJPUCxMmw_kfDkRhwBdoRZNzT67Mg6IV2_HEV4OH4p7YFFp0C_W6nB29BYvFxEi-xk/s320/la_roux2.jpg)
Jedni stwierdzą, że to właśnie „Bulletproof” czy „Quicksand” pozostaną hymnem tegorocznej edycji, a drudzy, że panna Elly Jackson to piskliwa chłopczyca nie do końca radząca sobie w roli gospodarza programu. Dla nas zdecydowanie brzmi lepiej w wersji cyfrowej i niech tak pozostanie.
[tekst: Gruszkiewicz, Wiechnik; foto: T. Kamiński]