W piątek w Palladium magazyn 'Hiro' wybierał bohaterów roku 2010 w dość kameralnym gronie. Okazało się, że podzielenie branżowej, jakby nie było, imprezy na mediowo-VIP-owską górę (wstęp na zaproszenia) i ogólnodostępny dół (ogólno, czyli za opłatą dostępny dla każdego chętnego) miało taki skutek, że otwierające imprezę Miss Polski grało dla pustego dołu i zajętej konsumpcją darmowego alkoholu góry. Gdy nadszedł czas na główny punkt programu, góra nadal nie była skłonna do opuszczenia swojej loży. Prośby prowadzących i zestresowanych hostess poskutkowały połowicznie i nagrody przyznane zostały przed pustawym parkietem i napchanym balkonem. My sumienie mamy z grubsza czyste, bo większość z nas kolejnych bohaterów (m.in. ekipę Off Festiwalu, Jacka Borcucha, Michała 'Śledzia' Śledzińskiego, Tomo Żyżyka i Monikę Brodkę) oglądała z pozycji parteru. I tylko nie do końca rozumiemy, dlaczego Maria Peszek uznana została za Antybohaterkę roku (wręczający nagrodę sami tego nie wytłumaczyli, więc wygląda na to, że kierowali się kluczem największego prawdopodobieństwa pojawienia się na gali – oprócz Marii nominowani byli Krzysztof Ibisz i Peja). A potem przyszedł czas na występ Jamaiki i od ogólnej pustki jeszcze bardziej bolały nas zęby, bo zespół pięknie grał!