wtorek, 9 czerwca 2009

SELECTOR FESTIVAL wrażenia






W miniony weekend asystowaliśmy przy narodzinach najmłodszego dziecka agencji Alter Art – Selector Festivalu. Poród przebiegł gładko i radośnie, a juniorowi wróżymy rychłą karierę.

Przypomniały nam się początki Open'era: przejście dystansu od wejścia do sceny nie przekraczało naszych starczych możliwości, do wyboru było 5, a nie 55 stoisk z jedzeniem, a line-up można było objąć umysłem bez zawrotów głowy. Wcale nie piszemy tego ironicznie – ludzka skala festiwalu pozwoliła na oszczędzanie sił na letnie pielgrzymki.

W pięknie zadaszonych namiotach, które chroniły przed rzęsistym deszczem, padającym mimo 30. rocznicy pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, zaprezentowało się kilka głośnych nazwisk z elektronicznego światka. Przepraszam, „muzyki techno z elementami satanistycznymi”, jak określił to wydarzenie krakowski fotograf Stanisław Markowski. Cóż, że i Dizzego Rascala, i Franza Ferdinanda, i Fisherspoonera, a nawet i Royksopp (choć za granicą) już widywaliśmy. To klasa sama w sobie, choć Royksopp woleliśmy w bardziej intymnym klubowym wydaniu, kiedy to panowie Torbjorn i Svein nie czuli się w obowiązku wrzaskiem przekonywać publiczności, że kochają ją od pierwszej minuty koncertu.

Franz Ferdinand natomiast, zdaniem niektórych, którym słoń nie nadepnął na ucho (mój przypadek), z każdym koncertem rozwijają się technicznie, choć mnie zabrakło czystej energii, w której skąpany był warszawski koncert Szkotów. Fisherspooner zaś był przepięknie czystym, skrystalizowanym kiczem i muzyczną landrynką do polizania przez papierek w postaci efektownego show.

Podobał się też energetyczny show Digitalism – lepszy w otwierającej części i drugiej połowie – choć redaktor Kosiński krzywił się, że nie po to przyjechał do Krakowa, żeby oglądać „pastucha i jego brata” i że należało schudnąć przed występem... Fakt – Ismail „Isi” Tüfekçi trząsł się cały w rytm muzyki, co nie przeszkodziło nam podziwiać brawurowych remiksów Bloc Party czy Daft Punk.

Gdy otrząsnęliśmy się trochę ze wzruszeń nie z tej orbity, dziennikarski obowiązek i niespożyta energia pokierowały naszymi krokami pod tzw Magenta Stage. Według planu miał tam dogorywać set DJ Mehdiego, ponoć najlepszego didżeja wytwórni Ed Banger (czyli matecznika m.in. Justice, gdyby ktoś nie wiedział). Okazało się jednak, że set nie tylko nie dogorywa, ale wręcz płonie. Okazało się również, że Mehdi na scenie nie jest sam. I nie było to bynajmniej złudzenie optyczne wywołane zbyt dużą ilością rozwodnionego piwa. Za gustowna, minimalistyczną w designie djką, na tle wielkiego, półokrągłego ekranu z wizualizacjami (wielki plus za wystrój namiotowych wnętrz) dwoił się i troił nie tylko wspomniany DJ Mehdi, ale też jego poprzednik (jak wynikało z festiwalowego rozkładu) Busy P aka Pedro Winter czyli nie kto inny, jak były menago Daft Punka i właściciel również wspomnianej już wytwórni Ed Banger. No i się zaczęło. Panowie umiejętnie utrzymywali na parkiecie (trawniku) temperaturę wrzenia, tłum skakał, szalał, kipiał, podczas gdy oni oddawali się różnego rodzaju wymyślnym rozrywkom. A to skakali na ”zaplecze” po kolejne porcje polskiej wódki (wiadomo, trzeba zrobić przyjemność gospodarzom), a to surfowali po scenie na skrzyniach na sprzęt, a to wyprowadzali pluszowego misia na spacer po dekach. Szaleństwo tłumu udzieliło się tez obecnym na festiwalu celebrytom. Na scenę wskoczyła Monika Brodka, ale ponieważ ledwo sięgała brod(k)ą do djki, nie bardzo było widać, co tam właściwie robiła. Z pewnością jednak uchwycił to swoim wszystkowidzącym okiem Mikołaj Komar, który dokumentował żywiołowe reakcje tłumu. Mehdi i Busy P byli do białego rana bardzo busy, oszalały z radości tłum nie dawał im skończyć, zmuszając do kilkakrotnych bisów. Nawet gdy ostatnie dźwięki ostatniego bisu już dawno umilkły a światło rozbłysło, sugerując wszystkim delikatnie opuszczenie namiotu, wniebowzięci imprezowicze jeszcze przez dobre 5 minut zapewniali djów głośnym śpiewem, że we are your friends. Zdezorientowani ochroniarze zbili się w kupkę, mrugając oczkami i wyrażając mimiką oraz gestem głębokie zdziwienie. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy, skończył się więc i Selector. I skończył się dobrze.

Więcej foto niebawem! Sprawdzajcie nas!