czwartek, 2 sierpnia 2012

19-29.07.12 - T-Mobile Nowe Horyzonty @ Wrocław

Pisanie w trakcie trwania Nowych Horyzontów nastręcza sporo problemów. Ilość pokazów i nowy tryb zapisów (zaczynających się teraz o 8.30 rano) nawet bez dodatkowych zajęć skutkować może deprawacją snu. Zresztą pisanie o wrocławskim festiwalu samo w sobie nie jest rzeczą łatwą. Zawsze można skonstatować, że było fajnie i udało się zobaczyć multum filmów, do których w inny sposób nie udałoby się dotrzeć. Można ponarzekać na wrażliwość i otwartość horyzontów festiwalowej publiki - żywo dyskutującej, ale nie zawsze myślącej. Można też zdać relację z muzycznej sceny w Arsenale. Ale pierwsze rozwiązanie mnie nie satysfakcjonuje, zrzędzić mi się nie chce, a z koncertów widziałem tylko Peaches DJ Extravaganza, która wyglądała i brzmiała dokładnie tak, jak sugeruje to nazwa jej nowego projektu (no może z większym naciskiem na Extravaganza niż DJ). W drugiej połowie sierpnia życie toczy się wokół filmów; to one dyktują kiedy się śpi, je, pije i pali. O filmach więc napiszę. Krótko i subiektywnie. Czasami mocno kontekstowo, ale na stronie festiwalu wciąż wiszą opisy twórców katalogu. W przeciwieństwie do nich, ja - na szczęście - nie muszę wszystkiego zachwalać.

Zabawa w wojnę / The War Game - reż. Peter Watkins - GBR, 1965 - Pouczający wyimek z działań brytyjskiej propagandy. Mockument ukazujący strasznie straszne konsekwencje potencjalnego wybuchu zimnej wojny. Prawdziwe przerażenie budzi jednak publiczność śmiejąca się z opresyjnego państwa, a przerażona przepauzowanymi wypowiedziami strażaków walczących z popromienną gehenną. Szczególnie dotkliwe jest to w czasach, w których lęk przed wojną atomową zastąpiła obawa przed czającymi się wszędzie terrorystami.

Hard Core Logo 2 - reż. Bruce McDonald - CAN, 2010 - Filmy, które w założeniach mają być „fajne” zwykle fajne nie wychodzą, a jeśli babrzą się jeszcze w środowiskowy kontekst, prawie zawsze okazują się katastrofą. Historia wymyślnie opętanej, wymyślonej wokalistki w programie „Ery” (dobry marketing trudno wyrugować z podświadomości) zestawiona została ze zmarnowanym pomysłem mockumentu o pierwszym polskim „MC”. Na obu tych produkcjach wytrzymałem pół godziny, co jest rekordem tegorocznego festiwalu, podczas którego nie wyszedłem z niczego innego.

Pokój 237 / Room 237 - reż. Rodney Ascher - USA, 2012 - Dziewięć interpretacji jednego z najrzadziej analizowanych dzieł Kubricka. Podczas gdy większość filmoznawców dostrzegała w „Lśnieniu” jedynie napięciotwórczą maestrię, goście blisko dwugodzinnego, porywającego dokumentu zwracają uwagę na konteksty psychologiczno-historyczno-społeczne. Od trudnych do pominięcia freudowskich motywów, po wymagające sporej wiary spiskowe teorie - te rozpatrywane na przykładach obserwacje naprawdę poszerzają pole widzenia. A jak już kilkadziesiąt lat temu zauważył Derrida, każda interpretacja jest tak samo słuszna, jak i fałszywa

Legenda Kaspara Hausera / La Leggenda di Kaspar Hauser - reż. Davide Manoli - ITA, 2012 - Hipnotyzujący swą formą i fascynujący symboliką wgląd w to, jak mogłyby wyglądać teledyski Daft Punk, gdyby... realizował je Alejandro Jodorowsky. Nie znaleziony na obrzeżach Norymbergi, a wyrzucony na brzeg ponowoczesnej krainy nieskażony kulturą znajda wyrywa jej mieszkańców z ich bezrefleksyjnych ról. Ani pewność siebie, ani szybko nabyte umiejętności didżejskie nie pomogą mu jednak przetrwać w owym szarym świecie. Świecie, z którego uciec można tylko ku niebu. Stać się lekkim i odlecieć. Po heroinie.

Wrong - reż. Quentin Dupieux - FRA / USA 2012 - „Dzień świstaka” XXI wieku. Kojarzony głównie ze sceną klubową spadkobierca surrealistycznej schedy znów poszukuje prawdy kryjącej się między absurdalnymi skojarzeniami i onirycznymi sytuacjami. W tym samym czasie jego bohaterowie starają się wyrwać z okowów świata, w którym godziny mają więcej niż 60 minut, w pracy wciąż leje deszcz, a logotypy pobliskich spółek nie mają najmniejszego sensu.

Low Definition Control - Malfunctions #0 - reż. Michael Palm - AUT 2011 - Żmudny w swojej jedynej słusznej formie dokument o rosnącej z dnia na dzień skali inwigilacji. Przypominające nagrania z kamer przemysłowych statyczne, nieostre kadry wodzą widza na pokuszenie. Nie prowadząca do odkrycia prawdy chęć znalezienia nieregularności nieobca jest również operatorom systemów monitoringowych. O czających się w takim myśleniu niebezpieczeństwach rozmawiają słyszalni z offu specjaliści.

American Movie - reż. Chris Smith - USA 1999 - Gdyby Napoleon Dynamite nie interesował się tańcem, a kinematografią, jego twórczość przypominałaby zapewne filmy bohatera tego mockumentu. Rozgrywająca się w skąpanych w alkoholu i biedzie realiach Milwaukee, historia reżysera-pasjonata dostarcza jednak nie tylko rozrywki. Żaden z hollywoodzkich decydentów nie chciałby raczej, żeby termin amerykański film kojarzył się komuś z zapijanymi wódką problemami ze spłatą alimentów.

Nana - reż. Valérie Massadian - FRA 2011 - Posłużę się terminem ukutym wraz z moją żoną - film leśny. Obrazująca związki natury, życia i śmierci, alegoryczna historia wkraczania w dorosłość. Bardzo intuicyjne podejście reżyserki i fabularyzowana dopiero na stole montażowym „gra” kilkuletniej dziewczynki składają się na jedną z najlepszych pozycji w programie tegorocznego festiwalu. Kino do szpiku kobiece, a zarazem na wskroś uniwersalne i, w swojej niechęci do stawiania tez, poniekąd totalne.

Sentymentalne zwierzę / Sentimental Animal - reż. Wu Quan - CHN 2011 - Przywodzący na myśl pierwszą falę niezależnego, japońskiego cyberpunku debiut chińskiego reżysera wywołał sporo kontrowersji. Otwierająca film scena uboju woła była jednak niezbędna do wkroczenia w świat poszarpanych, nieśpiesznych obrazów, w których zamknięta została historia poświęcenia i honoru. Teatralność, pietyzm w podejściu do dźwięku i związki natury z techniką stawiają „... zwierzę” nieopodal wczesnych dokonań Tsukamoto. Pewna nieporadność w podejściu do materii filmowej również.

Quadrophenia - reż. Frank Roddam - GBR 1979 - Kamień milowy w historii kultowego kina okołomuzycznego. Stanowiący pomost pomiędzy „Gorączką sobotniej nocy” a „Trainspotting” wyimek z życia brytyjskich nastolatków dorastających w burzliwych latach 60. Przejażdżki na skuterach, loty po pigułkach i kroki stawiane w takt numerów The Who. I tylko nieznośnie nadęty Sting psuje obraz całości. Ani z niego jest mods, ani rockers, ani w ogóle ktokolwiek.

Shock Head Soul - reż. Simon Purnmell - NLD / GBR 2011 - Przypominająca tworzone od linijki wysokobudżetowe dokumenty z Discovery biografia Daniela Paula Schrebera. Dla tych, którzy nie czytali „Pamiętników nerwowo chorego” i nie fascynowali się szeroko komentowanym wczesno-dwudziestowiecznym przypadkiem psychozy, ciekawa lekcja historii. Dla tych, którzy w kinie szukają czegoś więcej - niestety strata czasu.

Los Bastardos - reż. Amat Escalante - MEX / FRA / USA 2008 - Bezpodstawnie porównywana do „Funny Games” historia pewnego morderstwa. Podczas gdy Haneke skupiał się na medialnych obrazach przemocy, gość tegorocznego festiwalu obrazuje pustkę amerykańskiego modelu życia i desperację przybyłych z Meksyku emigrantów. Nieśpieszny model prowadzenia fabuły i bezemocjonalny sposób obrazowania międzyludzkich zależności współgrają ze sobą wyśmienicie. Gorzej gra niestety śmiertelna) ofiara dramatu.

Holy Motors - reż. Léos Carax - FRA 2012 - Nieznośnie sentymentalna i dojmująco zgorzkniała panorama kina, które - jak wiadomo - jest obrazem życia. Choć francuski reżyser ledwo przekroczył pięćdziesiątkę, jego tęsknota za dużymi kamerami i techniką, za którą da się nadążyć, nawet ubrana w tak rozpasaną formę, jest trudna do przełknięcia. Jeśli, tak jak dla jego bohatera, ważne jest dla niego tylko samo robienie, niech lepiej sięgnie po cudzy scenariusz. Bo wyczucie stylistyk, plastycznej formy i wewnątrzscenicznych nawiązań ma opanowane do perfekcji.

Zabawa bez granic / Spass ohne Grenzen & Miłośnik biustów / Der Busenfreund - reż. Ulrich Seidl - AUT 1997 / 1998 - Najlepsze z dokumentów Austriaka jakie miałem okazję zobaczyć. Misternie skonstruowana, godząca w brak wrażliwości widzów historia kompulsywnej bywalczyni wesołych miasteczek i precyzyjnie stopniujące napięcie studium obsesyjnie zafascynowanego kobiecym ciałem matematyka, który mieszka ze swoją matką i codziennie rosnącymi zbiorami gazet. Zdania wypowiedziane przez Kieślowskiego, kiedy ten brał rozbrat z kinem dokumentalnym, kołaczą się po głowie.

Stan narodu / Zur Lage - reż. Ulrich Seidl, Barbara Albert, Michael Glawogger, Michael Sturminger - AUT 2002 - Ostatni z dokumentalno-demaskatorskich obrazów Siedla, który miałem ochotę zobaczyć podczas jego tegorocznej retrospektywy. W jak zwykle symetrycznych kadrach, za pomocą których Austriak wraz przyjaciółmi rysuje panoramę swojej ojczyzny, czai się pustka, ksenofobia i brak jakiejkolwiek refleksji. Ogrom głosów oddanych na Heidera wymagał interwencji co bardziej wrażliwej części społeczeństwa. Ogrom podobnych do siebie filmów Siedla od jego oddanych widzów wymagał nie lada zacięcia socjologicznego.

Niewinność / Innocence - reż. Lucile Hadžihalilović - BEL / FRA/ GBR / JPN 2004 - Równie intymna, co niepokojąca historia dziewczynek zamieszkujących zamknięty ośrodek wychowawczo-edukacyjny. Podszytą freudowską psychoanalizą konstrukcję zależności rządzących szkołą rozbija niestety w pył, okrutnie łopatologiczne zakończenie. By misternie budowana dźwiękiem i obrazem perwersyjna atmosfera nie legła w gruzach, warto wyjść z filmu żony Gaspara Noé pięć minut przed końcem.

Czwarty wymiar / The Fourth Dimension - reż. Harmony Korine, Aleksei Fedorchenko, Jan Kwieciński - POL / USA / RUS 2012 - Korine, jak to Korine, w burzących mury między prawdą a fikcją obrazkach z amerykańskich przedmieść zrywa kolejne warstwy medialnej wizji Stanów szczęścia i obfitości. Polacy, jak to Polacy, nawet dobry scenariusz potrafią zepsuć marną grą aktorską i poziomem dosłowności. A Rosjanie... zaskakują wyjątkowo słabą historyjką rodem z telewizyjnego kina lat 90. Dziwi też patronujący całemu projektowi Vice, który programami na VBS.TV przyzwyczaił mnie do dużo wyższego poziomu.

Być może piękno umocniło naszą determinację - Masao Adachi / Il se peut que la beauté ait renforcé notre résolution - Masao Adachi - reż. Philippe Grandieux - FRA 2011 - Poetycki w obrazie i wywrotowy w przekazie impresyjny wywiad z jednym z największych rewolucjonistów w dziejach kina. Japończykowi, który zrezygnował z reżyserii na rzecz walki w lewackiej bojówce, nie chodziło o szukanie nowych środków wyrazu, a bezpośrednie wpływanie na przebieg wydarzeń. Niestety, jak sam wspomina w jednej ze swoich wypowiedzi, rebelię i film łączy to, że nigdy nie idą w stu procentach po myśli twórcy.

Kuichisan - reż. Maiko Endo - JPN / USA 2011 - Podobnie jak w horrorach, w których strach przed potworem jest zwykle dużo bardziej przerażający niż samo monstrum, w filmach katastroficznych oczekiwanie na koniec świata jest zazwyczaj ciekawsze niż jego nadejście. Debiut japońskiej reżyserki nie jest jednak obrazem zagłady. Popękana społecznie i kulturowo Okinawa wydaje się być miejscem, przez które klęska już przeszła, a małoletni bohater dramatu zdaje się spokojnie czekać na wyzwolenie z jej sideł. W to, że wie on więcej niż inni, pogrążona w chaosie społeczność niestety mu nie wierzy.

Dekoder / Decoder - reż. Muscha - RFN 1984 - Nawet w czasach szafowania tym terminem na lewo i prawo - film naprawdę kultowy. O statusie wyprzedzającej swoje czasy historii walki z zalewającym świat muzakiem, decyduje w największej mierze lista osób zaangażowanych w jej ekranizację. Brzmieniowi eksperymentatorzy z Einstüerzende Neubauten i mający również swoje związki z muzyką ideowi wywrotowcy - William S. Burroughs i Genesis P. Orrige - dosyć banalną fabułę przyoblekli w obrazy, które ciężko wyrzucić ze swojej głowy. I tylko szkoda, że kinowy soundsystem nie pozwolił w pełni docenić misternie złożonej ścieżki dźwiękowej.

Zespół punka / Kovasikajuttu - reż. Jukka Kärkäinnen, Jani-Pettersi Passi - FIN 2012 - W większości filmów, w których pojawia się osoba upośledzona, aż do napisów końcowych pozostaje ona jedynie osobą upośledzoną. Nawet najlepsze obrazy mierzące się z tą tematyką nie pozwalają dostrzec kryjącego się za chorobą temperamentu i charakteru. W fińskim dokumencie o kapeli, w której gra gość z porażeniem i trzech z zespołem downa, różnice między nimi widać jak na dłoni. Niewiele natomiast różnią się ich próby i koncerty od tych, które są codziennością „normalnych” bandów. Z tym że Pertti Kurikan Nimipäivät to jedna z lepszych punkowych załóg, jakie słyszałem od lat.

Jutro / Tomorrow - reż. Andrei Gryazew - RUS 2012 - Przywodzący na myśl wydawane własnym sumptem filmy grafficiarskie dokument o rosyjskiej grupie artystycznej, która - w kontekście ciągłego cytowania Majakowskiego i mówienia o Sztuce - za ten uliczny kontekst pewnie by się obraziła. Bliska mojemu sercu wywrotowość działań moskiewskiego kolektywu nie zawsze budzi moją sympatię. Ciągłe zasłanianie się małoletnim dzieciakiem i atakowanie nie tylko systemu ale i jednostek, które należałoby edukować, a nie okradać i pozbawiać środków transportu, budzi raczej wątpliwości. Ale od tego są właśnie filmy, żeby po ich projekcji dyskutować. Z czystym sumieniem natomiast mogę krzyczeć „Free Pussy Riot”, nie „Free Voina”.

Sweet Movie - reż. Dušan Makavejev - CAN / FRA / RFN 1974 - Łamiący niejedno tabu, bezkompromisowy obraz bohatera jednej z tegorocznych retrospektyw. W fabule rodem z kina klasy B, splata on - wszędobylskie w drugiej połowie XX wieku - polityczne i erotyczne wątki. Bajkową konwencję filmu brutalnie rozrywa dywersja wiedeńskich akcjonistów, którzy scenę obiadu przemienili w widowisko, które z kinowej sali wypędziło ogromny procent widzów. Transgresja dzieła Serba, czai się jednak nie tylko w tych szokujących obrazach.

Post Tenebras Lux - reż. Carlos Reygadas - MEX / FRA / DEU / NLD 2012 - Meksykański reżyser, swoim poszukiwaniu boga bliski Dumontowi, sięga w nowym filmie po efekty specjalne i metafory uwłaczające inteligencji widza. Pięknie nakręcone wybitne sceny przeplatają się z równie pięknie nakręconymi scenami miałkimi. Historia małżeństwa borykającego się z narastającymi problemami do metafizyki zbliżyłaby się bardziej, gdyby jej autor pozostał przy swoim minimalistycznym, intymnym stylu.

Daimon - reż. Zapruder Filmmakers Group - ITA 2007 - Zrealizowana w technice 3D hipnotyczna wizja, w której perwersje splatają się z kulturowymi restrykcjami, a fetysz ze śmiercią. Zainspirowaną pismami Georgesa Bataille'a filmową impresję trudno jest zapomnieć. Jeszcze trudniej jest o niej jednak pisać. Szczególnie w kilku zdaniach.

3 dni ciemności / Tatlong araw ng kadiliman - reż. Khavn De La Cruz - PHL 2007 - Film tak zły, że aż dobry. Marne aktorstwo, niedoświetlone kadry i apokaliptyczny bełkot składają się na mistrzostwo zrealizowanego za pięć dolarów filipińskiego horroru. Czego odtwórczynie głównych ról nie dograją, to zasłonią swoją (nagą) piersią, czego budżet nie pozwoli zrealizować, schowa się w mroku, a czego widz nie przemyśli, to może mu się spodobać.

Raj: Miłość / Paradies: Liebe - reż. Ulrich Seidl - AUT / DEU / FRA 2012 - Austriacki reżyser-patolog po raz kolejny kieruje swą kamerę w stronę pustki wypełniającej idealnie symetryczne kadry i zupełnie nieidealne postaci w nich zamknięte. W swojej najnowszej fabule „ujawnia” seksualne zależności skrywające się za fasadami egzotycznych kurortów, do których tłumnie wybierają się germańscy emeryci. Na kimś, kto choć raz był w Tunezji i choć raz podniósł się z leżaka, żeby przyjrzeć się wewnątrzhotelowym układzikom, wrażenia to specjalnego nie zrobi. Większy efekt wywarłoby zerwanie Seidla z coraz bardziej przewidywalną formą jego filmów.

Wystawa potworności / The Atrocity Exhibition - reż. Jonathan Weiss - USA 2000 - Władza, wojna, media, seks i technologia splatają się w niemożliwy do rozsupłania za pierwszym podejściem węzeł teorii i koncepcji Jamesa Grahama Ballarda. Twórczość brytyjskiego pisarza i myśliciela nieraz już była brana na warsztat przez wszelkiej maści filmowców. Przed seansem bezkompromisowego obrazu Jonathana Weissa laur najlepszego adaptatora dzierżył David Cronenberg. W zestawieniu z hipnotyzująco poszarpaną feerią „potworności”, kanadyjski wizjoner traci jednak swoje miejsce w rankingu.

Marina Abramović: artystka obecna / Marina Abramović: the Artist is Present - reż. Matthew Akers - USA 2011 - Dosyć tradycyjny w swojej współczesnej, telewizyjnej formie dokument o akcji, którą serbska performerka przeprowadziła podczas retrospektywnej wystawy w MoMA. Przy całym szacunku, jakim darzę pracę jugosłowiańskiej artystki, zastanawia mnie tylko jej ciągły brak komentarza na temat operacji plastycznych, którym się poddaje. Nieustannie konfrontując widza z tym, co niewygodne, nawet słowem nie odnosi się do tak ważnego tematu, którego jest widoczną częścią. Czyżby w świecie, w którym wszystko jest ładne, tęskniła za pięknem?

W drodze / On the Road - reż. Walter Salles - FRA / BRA 2012 - Do cna amerykańska i dojmująco bezrefleksyjna, wierna adaptacja najważniejszej powieści Jacka Kerouacka. To, co stanowi o geniuszu „W drodze”, kryje się jednak między słowami, nie na kolejnych przystankach podróży bohaterów. Tłumaczenie biblii wszystkich włóczęgów jest zadaniem karkołomnym, jej ekranizacja wydaje się natomiast niemożliwa. Niestety, można zamiast tego zrobić z beatników roz-emo-cjonowanych krejzoli rodem z programów na MTV.

Kid-Thing - reż. David Zellner - USA 2012 - Bohaterka niezależnego amerykańskiego filmu o dorastaniu mogłaby być młodszą siostrą chłopaków z „Gummo” i „Paranoid Parku”. Buntowniczość i emocjonalność ledwie nastoletniej panny wychowanej w śmieciowym interiorze reżyser filmu wkłada w realia bajkowego lasu. Codzienne życie w rozkładającym się świecie taniego piwa i petard nie ma jednak nic wspólnego z realizmem magicznym. Wkraczanie w dorosłość i wyciąganie lekcji z życia nawet w Stanach nie przypomina amerykańskiego snu.

Klątwa / Noroi - reż. Kôji Shiraishi - JAP 2005 - Rodzinne tajemnice, rytualne ofiary, nawiedzone kasety i... ektoplazmatyczne gąsienice. Zabawny japoński mockument czerpie inspirację ze stylistyki i symboliki j-horroru. I choć bohaterowie dramatu ubierają się w celofan, a duchy mają więcej wspólnego z hatifnatami, niż yurei, to wszystko jest zrealizowane w 100% na poważnie. Tylko wtedy bowiem ma szansę być naprawdę śmieszne.

tekst: Filip Kalinowski