Skoro weekend zaczął się w środę, DJ-set Steve’a Aokiego przypadł tak jakby w sobotę. Choć tak naprawdę był to czwartek, czyli nieco ryzykownie jak na taką imprezę. Tym bardziej zdziwiło nas to, co zobaczyliśmy przed klubem 1500 m² do Wynajęcia. Kolejka jak w Media Markcie podczas dni bez VAT-u. Dodamy, że w kolejce tej częściej od dowodu osobistego świstały papierowe legitymacje. Ale 1500 nie takie tłumy już witało.
W klubie gorąco, ludzie bawią się przy secie artystów z projektu Baseline, ale każdy już wie, co się święci. Jeszce tylko jedna rundka i pod scenę, bo tam czai się już długowłosy skośnooki guru imprezowej czeredy. Halo Polska, rozumiecie mój angielski? Tak? To raz, dwa, trzy: WHOOP-WHOOP. I się zaczęło.
Aoki wyobracał publiczność, zanim ta zdążyła się pozbierać po szlagierze The Bloody Beetroots. Standardowy zestaw rozrywek: rzucanie tortem, hektolitry szampana na torsach dziewcząt z pierwszych rzędów, ponton nad głowami publiki. Wreszcie niekończący się rave.
Aoki zagrał też kawałek „Tornado", nagrany razem z Tiesto, który całe szczęście pasował do doskonałego setu. Bardzo chcieliśmy wytrwać do końca, bo impreza przewidziana była do białego rana, niestety nie udało nam się, zdrowie już nie to. Jedno jest pewne, dawno już nie wyszliśmy z imprezy tak poobijani. Steve, co ty nam zrobiłeś!