W czwartkowy styczniowy wieczór po raz kolejny upewniliśmy się, że Olivia Anna Livki to prawdziwy powiew świeżości w krajowym (choć można by bez ogródek napisać europejskim) niezalu. To gwiazda, która kontakt z publiką ma we krwi; muzyk, który na scenie czuje się swobodniej niż większość z nas we własnej łazience podczas porannej toalety. Brzydcy, źle ubrani chłopcy grający dobre piosenki oraz ładni, modni chłopcy grający słabe piosenki – jedni i drudzy mogą jej tylko zazdrościć.
My życzylibyśmy sobie jedynie, aby na scenie działo się trochę więcej. Mógłby pojawić się dodatkowy perkusista i ktoś od klawiszy i sampli, bo odpalanie tych wszystkich – bądź co bądź bogatych – dźwięków przez niewidzialną wróżkę, zapewne realizatora, odbiera całości autentyzmu. No i frekwencja, która tego wieczoru raczej rozczarowała – pod sceną, na której gra Olivia, powinien być tłum! Sorry, kochani, daliście ciała. Ale wasza strata
tekst: Rafał Rejowski, foto: Kacper Sarama