W czwartkowy styczniowy wieczór po raz kolejny upewniliśmy się, że
Olivia Anna Livki to prawdziwy powiew świeżości w krajowym (choć można by bez ogródek napisać europejskim) niezalu. To gwiazda, która kontakt z publiką ma we krwi; muzyk, który na scenie czuje się swobodniej niż większość z nas we własnej łazience podczas porannej toalety. Brzydcy, źle ubrani chłopcy grający dobre piosenki oraz ładni, modni chłopcy grający słabe piosenki – jedni i drudzy mogą jej tylko zazdrościć.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfGaenqUUwTEP31lGFck9LlpUSeAc6PiWTLwj45HdXMOqKoCxJgQG4IO8onRbL-66c7z91xMA7YeudGENAJfwO6kRJB-j_h0V37EXObRbPF4NTIpzp8-qKtGknJiXh4gkcocPtl7JpLohZ/s400/olivka.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCinfKe9gofCDuI25AKbhyDHkk2oa5TbtD4LkhmE1UWYqn-cTVZsCge2k6gKPxzvPVH_oZIRe66-n-ozdarNE9GCfJvFkU13Ux0zSGU6jyUH08R7_da2G6KrJlALw0qicdBMe4SYvPbjym/s400/olivka2.jpg)
My życzylibyśmy sobie jedynie, aby na scenie działo się trochę więcej. Mógłby pojawić się dodatkowy perkusista i ktoś od klawiszy i sampli, bo odpalanie tych wszystkich – bądź co bądź bogatych – dźwięków przez niewidzialną wróżkę, zapewne realizatora, odbiera całości autentyzmu. No i frekwencja, która tego wieczoru raczej rozczarowała – pod sceną, na której gra Olivia, powinien być tłum!
Sorry, kochani, daliście ciała. Ale wasza stratatekst: Rafał Rejowski, foto: Kacper Sarama