Zakochani od pierwszego wejrzenia i usłyszenia w zespole Hurts (nie jesteśmy zresztą wyjątkiem bo Hurts zajął czwarte miejsce na liście BBC „Sound of 2010” zanim zdążył wydać choćby singiel), zapragnęliśmy ich zobaczyć na żywo przy pierwszej możliwej okazji. I udało nam się, choć nie przy pierwszej ale przy trzeciej, bo w zeszły piątek w berlińskim klubie Magnet mieliśmy szczęście przeżyć ich trzeci w karierze koncert.
Tak jak się spodziewaliśmy, było to przeżycie nie tylko muzyczne, ale i wizualne, bo w Hurts oprócz muzyki urzeka także ich przemyślany w najdrobniejszych szczegółach i niezwykle spójny image sceniczny – na żywo oddziałujący ze zwielokrotnioną siłą. Theo Hutchcraftowi i Adamowi Andersonowi towarzyszyli na scenie oprócz perkusisty i dodatkowego klawiszowca także śpiewak operowy, który stojąc w cieniu, nieruchomo, z tyłu sceny w patetyczno-groźnej pozie odśpiewywał chórki. Bohaterowie wieczoru, jak w teledyskach perfekcyjnie wystylizowani na (jak to określają złośliwcy) młodych faszystów, spisali się fantastycznie.
Nie zaszkodziło im nawet idealne nagłośnienie, które mogłoby obnażyć ewentualne niedociągnięcia, zrozumiałe w przypadku tak młodego zespołu. Wszystko brzmiało i wyglądało idealnie, każdy dźwięk, każdy ruch głową, każde spojrzenie w bok było starannie przećwiczone i przemyślane. I nie jest to bynajmniej zarzut, bo dawno nie było zespołu tworzącego tak spójną i przemyślaną całość. Temu niebiańskiemu spektaklowi nadawało ludzką twarz ogromne zdenerwowanie wokalisty (występującego obowiązkowo w hurtsowym mundurku czyli dopasowanym garniturze i białej rozpiętej pod szyją koszuli). Drżące dłonie zaciskał nerwowo na białym grzebieniu, którym dyskretnie bawił się przez większość koncertu - właśnie takie liczne drobne smaczki składają się na ich urzekający image.
Koncert trwał niestety niecałe 40 minut, Hurts odśpiewali 8 utworów i od razu zeszli ze sceny, pozostawiając za sobą biały szaliczek, otulający wcześniej szyję wokalisty, który natychmiast przechwyciliśmy. Niestety, jak to w Niemczech, porządek musi być, ścignął nas więc zaraz pan techniczny, a my grzecznie i głupio szaliczek oddaliśmy. Ale setlista pozostała nasza!
Nagrania z koncertu na youtubie jeszcze nei znaleźliśmy, ale to oglądać możemy bez końca:
tekst: Ola Wiechnik
zdjęcia: Aleksandra Żmuda, Maciek Urbańczyk