czwartek, 25 lutego 2010

17-20.02.09 - Czecie urodziny Planu Be vs Tony Allen vs Pop Warsaw


Wraz z pojawieniem się na ulicach ogromnych ilości pośniegowej wody, przedostatni weekend lutego przyniósł również, niemożliwą do ogarnięcia liczbę imprez. Równocześnie z podnoszącą się temperaturą, wzrastało tętno warszawskich balangowiczów; kalosze ratowały szczęśliwców przed spacerową ekwilibrystyką, a zimowe czapki, miast przed zimnem chroniły przed spadającymi z dachów pożegnalnymi prezentami od pani zimy.
Roboczy tydzień skończył się wraz z początkiem czterodniowych urodzin Planu. W środę. Hip-hopowa impreza jakiej do tej pory klub przy placu Zbawiciela nie widział, przyciągnęła tłumy. Bitmaszyna, mikrofon i adaptery rozgrzewały się do czerwoności, podczas gdy zebrani próbowali znaleźć miejsce w tłumie gęstym niczym bas w rapowych hitach złotej ery. Muflon, Procent i W.E.N.A. freestyle'owo rozdziewiczyli trzyletniego już kumpla warszawskich bywalców, a trwająca do białego rana balanga okazała się być dobrą zapowiedzią nadciągających atrakcji. Te, swoje apogeum osiągnęły w piątkowy wieczór pod arkadami, które w letnie miesiące dają schronienie tłumom „planistów” siedzących na schodach. Mimo deszczu i chłodu - podobnie jak w wakacyjne miesiące – na placu Zbawiciela pojawiły się setki ludzi. Szarość lutowego wieczoru rozbijały zdjęcia wyświetlane na rozwieszonym nad zebranymi telebimie. Wspierany na mikrofonach przez Vienia i Diox'a, dowodzony przez Norbulla zespół Wolno fuzją jazzu, rapu i improwizacji zmuszał zmarzniętych odrobinę gości jubileuszu do wszelkiej maści rytmicznych ruchów, a spontaniczną atmosferę podbijały jeszcze gościnne zwrotki Mewy, MadMajka i Hadesa.


Podobnie nieskrępowany, przyjacielski klimat panował na dwóch wydarzeniach sobotniego wieczoru. Na koncert Tony'ego Allena szliśmy z zamiarem złożenia pokłonu. Siedemdziesięcio-już-letni perkusista z Nigerii jest jednym z najważniejszych bębniarzy w historii. Na przestrzeni dekad wymyślał nowe rytmy, współpracował z najwybitniejszymi przedstawicielami najróżniejszych gatunków, nagrywał płyty, zachwycał umiejętnościami i przecierał szlaki. Dziś niestety kooperuje z muzykami, którzy mogąc być jego dziećmi, odstają od lidera tak jeśli chodzi o skillsy, jak i werwę i energię. Entuzjastycznie przyjęty występ nas nie zachwycił. Winy za to nie ponosi - jak to zdarza się na koncertach starszych gwiazd – bohater wieczoru, lecz wchodzący w skład zespołu instrumentaliści. Funkowy groove niósł się po sali, a Tony Allen uśmiechał się znad bębnów. Do zachwytu zabrakło jednak odrobiny pazura i elementu zaskoczenia. Czegoś co odróżniłoby warszawski koncert od innych wchodzących w skład trasy.
Natomiast dużo różnic zauważyć można było między odbywającym się w Delikatesach TR Pop Warsaw, a poprzednimi inicjatywami Sekty i Kosakota, czyli „piątkowymi” Sorry, Ghettoblasterami. Na dwóch salach teatralnego ośrodka kultury elektro-niczne syntezatory kontrastowały z hip-hopowymi bębnami, a odmienne rytmy w całość splatał mocny bas. Mimo braku spodziewanych tłumów, przyjacielska atmosfera i kumpelskie rozmowy przy zrobionych po znajomości kanapkach stanowiły idealne wręcz zakończenie pełnego wrażeń weekendu. [txt: fika, fot: Adam Tarasiuk, Bartek Bajerski]