środa, 17 lutego 2010

CZŁOWIEK MAŁPA I JEGO TYGRYS

Iana Browna kochamy miłością bezwarunkową. Dlatego na jego koncert w warszawskim klubie Palladium czekaliśmy niecierpliwie od kilku miesięcy. I dlatego też po kilku utworach z niego wyszliśmy.



Ok, od dawna wiemy, że Święty Mikołaj nie istnieje, a Ian Brown nie umie śpiewać. Ale jego karkołomne fałsze w połączeniu z fatalnie, fatalnie fatalnym nagłośnieniem to już było za dużo na nasze siły. Na szczęście niedociągnięcia wokalne wynagrodził nam Ian swoim niepowtarzalnym zachowaniem scenicznym. Jak zauważyła nasza redakcyjna koleżanka Ola Żmuda – każdy jego ruch jest jak żart. W dodatku dobry – niezmiennie wywołuje szeroki uśmiech na naszych twarzach. Małpim podrygiwaniom i potrząsaniu tamburynem (obowiązkowo nie do rytmu) dodał jeszcze pazura strój sceniczny Iana – pomarańczowa prążkowana bluza z wielkim tygrysem na klacie – bezcenne! Brak koordynacji ruchowo-mózgowej jest w pełni zrozumiały – nie na darmo było się w zespole Stone(d) Roses! [Ola Wiechnik]