środa, 20 czerwca 2012

Rap Szalet @ Wrocław, 17.06.12

Kultura hip-hop w Polsce, zazwyczaj nie ma zbyt wiele wspólnego z... kulturą. I nie chodzi tu o żadne - sztuczne - podziały na jasna i ciemną stronę, prawdziwych i nieprawdziwych czy trueschool i hip-hopolo. Pewien mądry muzyk powiedział kiedyś, że nie ma czegoś takiego jak stara i nowa szkoła, rozchodzi się o to czy ktoś w ogóle uczęszczał do szkoły.



Większość bywalców wrocławskiego Rap Szaletu podstawówkę, liceum, a nawet studia ma zwykle już za sobą. Pośród stolików rozstawionych u stóp Wzgórza Polskiego biegają ich dzieciaki i czworonogi, między parasolami fruwa freesbee, a wszędzie roznosi się zapach pieczonych na grillu hamburgerów. Ową - uprzyjemnianą jeszcze domowymi wypiekami i sporym wyborem napitków - sielską atmosferę budują ludzie, którzy co miesiąc tłumnie przybywają pod zabytkowy szalet, by posłuchać właśnie hip-hopu. Zaproszeni za adaptery goście nie kierują się z kolei żadnymi stylistycznymi rozróżnieniami. Znane tylko z kaset, polskie klasyki mieszają się ze współczesnymi, rozklekotanymi produkcjami, a nowojorskie, boom-bapowe szlagiery przeplatają się z hymnami francuskich przedmieść. Sztuczne rybki pływają po ustawionym przed didżejką akwarium, ktoś nawija do słuchawek, a głowy zebranych - jak okiem sięgnąć - wszystkie ruszają się do bitu. Gołym uchem słychać, że odpowiadający za selekcję podczas czerwcowej edycji, Spisek Jednego, Kotune, SebLove, MówMiMike i Teskko odrobili swoje lekcje z historii rapu. Ubranym w okulary przeciwsłoneczne, okiem widać natomiast, że hip-hopowa kultura ma się na Dolnym Śląsku nad wyraz dobrze.



tekst: Filip Kalinowski, foto: Filip Basara