środa, 12 maja 2010

08-09.05.10 - Warsaw Challenge @ Park Sowińskiego, Warszawa




Zaproszenie na Warsaw Challenge Taliba Kweli było strzałem w dziesiątkę. Imię nowojorskiego MC nieodłącznie kojarzy się z takimi „odłamami” hip-hopu jak conscious czy trueschool. Każda linijka tekstów składanych przez reprezentanta Brooklynu świadczy o jego świadomości, zaangażowaniu i inteligencji. Każdy jego utwór jest natomiast hołdem dla pierwszych lat zrodzonej na Bronxie kultury czterech elementów. Oglądając roztańczony klip do „Waiting for the DJ” trudno sobie wyobrazić nawijacza, który bardziej by pasował do stylistyki warszawskiego święta b-boy'ingu. Podziwiając jego koncert na Warsaw Challenge ciężko wymyślić by było lepszą zachętę do sięgnięcia po ukazujący się lada dzień, drugi krążek współtworzonego z Hi-Tekiem projektu Reflection Eternal. Ponadgodzinny występ w którym na scenie Taliba wspierał jedynie DJ - dla tysięcy osób zebranych w ciepły, sobotni wieczór w parku Sowińskiego - był lekcją prawdziwego, szczerego hip-hopu. Starszy materiał przeplatał się z nowymi numerami, podczas gdy Kweli pewnie płynął po przepełnionych funkiem, klasycznych już beatach.


Co łączy gwiazdę pierwszego dnia Warsaw Challenge z występującym w niedzielę byłym członkiem The Roots, to poza wiernością „prawdziwej szkole”, trudna sztuka balansowania między undergroundowym etosem, a przystępnością. Sztuka, którą obaj panowie opanowali do perfekcji. Nawet jeśli mistrzem świata w beatbox'ie jest Rahzel jedynie samozwańczym, niełatwą umiejętność panowania nad tłumem okiełznał w stopniu zachwycającym. Dzięki bukietowi róż, naręczu hitów i pewnemu zbiegowi okoliczności - w przeważającej większości nie znająca twórczości nowojorczyka - publika jadła mu z ręki. Wspierany przez reprezentanta adapterowej ekstraklasy DJ'a JS-1'a, „Godfather of Noize” zachwycał wiernością imitowanych paszczą utworów, niskością emitowanego gębą basu i reggae'owym toastingiem, który zaprezentował tego wieczoru. Beatbox'owe wersje rapowych hitów zjednały mu przychylność hip-hopowców, rozdawane ze sceny kwiaty pozyskały miłość dziewczyn, a podchwycona od zebranych stadionowa przyśpiewka, zapewniła szacunek „ziomków”. Przetłumaczone naprędce jako „fuck the police”, słowa „kto nie skacze ten z policji” mogą przekonać Rahzela o tym, że Polska jest krajem ulicznego hardcore'u w porównaniu z którym amerykańskie getta wyglądają jak parki rozrywki. Mimo dziwnych zapędów wokalnych publiczności nas jednak Warsaw Challenge przekonuje o tym jak wielka siła drzemie w hip-hopowym brzmieniu. Brzmieniu na które moda już ponoć minęła. [txt: fika, fot: NMR & Bart Bajerski]