wtorek, 9 sierpnia 2011

Erykah Badu @ Park Sowińskiego, 06.08.11

Erykah Badu to królowa, ostatnia wielka diva soulowych brzmień i jedna z niewielu indywidualności na współczesnym rynku muzycznym. Każdym kolejnym nagraniem i występem potwierdza swoją otwartość, entuzjazm i zaangażowanie w tworzenie dzisiejszego pejzażu dźwiękowego. Każde słowo wypowiedziane przez nią do mikrofonu budzić powinno zwątpienie w sercach podśpiewujących sobie pod (wysoko uniesionym) nosem, gwiazdek r'n'b. Każdy jej koncert natomiast - stanowić winien cel pielgrzymek wszystkich melomanów.



Szczelnie wypełniający amfiteatr w Parku Sowińskiego warszawiacy z owych „prawd” zdawali sobie sprawę już wcześniej. Deszczowa aura i kryjące się pod zadaszeniem chmary komarów nie były w stanie nas odwieść od wyprawy na Bemowo. Krótki set wspierającego Erykę DJ-a i długie intro jej multiinstrumentalnego bandu stanowiły idealne wprowadzenie w afro-futurystyczny świat Ameryka(h)nki.



Hip-hopowa swada w połączeniu z - przywodzącym na myśl najlepsze lata wytwórni Motown - soulowym ciepłem i funkowym groove'm to znak rozpoznawczy pierwszej damy czarnych brzmień. W jej charakterystyczny image wpisała się również - przypominająca sesje zdjęciowe Alice Coltrane - długa szata, w której Badu pojawiła się na scenie po kilkunastu minutach solowych popisów zespołu.



Jeszcze zanim zbliżyła się do mikrofonu zdążyła zahipnotyzować publikę, która witała ją okrzykami i (wybijającymi komary) oklaskami. Po nieco ponadgodzinnym występie, podczas którego z luzem i gracją łączyła swoje starsze kompozycje z powstałymi na próbie dźwięku świeżynkami, niektórzy mieli jej za złe długie oczekiwanie i brak bisu. Niech owi malkontenci docenią, że zamiast klękać przed królową, mogli tańczyć, śpiewać i się bawić.



Tekst: Filip Kalinowski, foto: www.bajerski.org