środa, 7 kwietnia 2010

31.03.10 - Method Man @ Stodoła, Warszawa



W jednym z numerów z klasycznej już, debiutanckiej płyty Method Mana, nowojorski raper nawija, że szarpie struny jak B.B. King na swej gitarze. Za prawdziwością owego buńczucznego, dwuznacznego porównania stoją niezliczone występy jakie w swojej karierze zagrał reprezentant Wu-Tang Clanu. Na scenie Johny Blaze - jak też bywa nazywany MC o dziesiątkach ksywek - energią przewyższa większość rockmanów, a publika w jego „rękach” zachowuje się niczym marionetki na sznurkach. Mimo że od lat już Mef nie nagrał albumu dorównującego jego pierwszym zwrotkom i kawałkom, na żywo nadal okazuje się być koncertowym zwierzęciem. Wersów nie rymuje, a skanduje je i wykrzykuje; nie buja się w takt bitu, ale skacze i rzuca się niczym szaleniec; stage diving w jego wykonaniu to nie bezwładne płynięcie na rękach tłumu, ale stanie na barkach fanów z mikrofonem w ręku i „pieśnią” na ustach. W wypełnionej fanatykami Wu bandery Stodole, Tical powtórzył wyczyn jakim niewątpliwie był podwójny koncert we Freshu w 2007 roku. Wspierany na scenie przez Streetlife'a i Mathematicsa wzbudzał piski dziewczyn i okrzyki facetów. Dając upust swojej radości mieszał klasyczne numery z początków kariery z nowszymi nagraniami. Zapałem i zaangażowaniem przewyższał razem wziętych wszystkich członków Clanu, którzy w 2008 odwiedzili klub przy Batorego. W mniejszej klubowej przestrzeni przypomniał nam zeszłoroczny spektakularny występ na Hip-Hop Kempie. W rapowym wyścigu Ticallion Stallion nadal wart jest obstawiania najwyższych stawek. [txt: fika, fot. Bart Bajerski]