sobota, 12 grudnia 2009

10.12.09 – Laibach & Juno Reactor @ Palladium, Warszawa

Tanz mit Juno Rector.

Widoczny na plakatach dopisek „double headliner tour” dla przeważającej części warszawskiej publiki zebranej tego grudniowego wieczoru w klubie Palladium, był niewiele znaczącym chwytem marketingowym. Dla obutych w glany, ubranych na czarno, zaopaskowanych słuchaczy słoweńskiego zespołu tylko jeden koncert tej nocy godny był uwagi. Laibach nie ma fanów. Ma fanatyków. Po zeszłorocznym wykonaniu „Kunst der Fuge” Bacha i wcześniejszej jeszcze trasie promocyjnej albumu z reinterpretacjami hymnów państwowych, po raz pierwszy od lat „niemiecka Lublana” przyjechała do Polski ze swoim autorskim materiałem. Choć podczas ponad godzinnego koncertu nie zabrakło „anthemów”, to stare nagrania wykonane w ojczystym języku, stanowiły przeważającą część wyczekiwanego występu. Ryczące syntezatory, wrzeszczące gitary i równe, marszowe tempo nadawało rytm słuchającym w skupieniu obywatelom NSK (fikcyjny, twór państwo-podobny, którego założycielami są członkowie słoweńskiej übergrupy). „Tanz mit Laibach” swoją potęgą i prostotą zmusiło do ruchu nawet najbardziej opornych, a wykonany na bis, nowy utwór grupy pozwolił krajanom poczuć się wyjątkowo.


Ci, którzy zostali do występu równie kultowego, choć mniej rozpoznawalnego projektu Juno Reactor, do tańca namawiać nie było trzeba. Wieloosobowa, wielobarwna ekipa na scenie Palladium odprawiła misterium. Transowy rytm wybijany przez plemienne bębny, gitarowy brud i napędzana syntezatorami, elektroniczna energia poruszały ciałami zebranych, a uzupełniające się śpiewane i rapowane wokale potęgowały jeszcze hipnotyczne wrażenie. Roztańczone, „egzotyczne” grupy pokroju Buraka Som Sistema powinny składać pokłony „rodzicom” swojego stylu. Podobnie, członkowie Rammstein chylić powinni głowy przed słoweńską ekipą, a ci którzy wybrali tego wieczoru koncert Air mają czego żałować. [txt: fika]