poniedziałek, 21 grudnia 2009
10.12 - AIR @ Arena Ursynów
Wprawdzie Arena Ursynów nie jest może najlepszym miejscem na melancholijne koncerty, ale Francuzi pomogli nam zapomnieć o wszelkich niedogodnościach. Zimne światła i ascetyczna scena tylko uwypukliły to, co w Air najlepsze – ciepłe, poruszające kompozycje. Miło było znów potupać nóżką do „Sexy Boy”, ale i utwory z nowej płyty wypadły zaskakująco dobrze. Wychodząc z koncertu, mieliśmy poczucie dobrze spędzonych dwóch godzin. I to pomimo perspektywy długiego powrotu do domów w kilkustopniowym mrozie.
08.12 - Gogol Bordello @ Stodola
Chwilę po Nocnych Markach wzruszeniom znów nie było końca. Poszliśmy bowiem do Stodoły obejrzeć na żywo bohaterów naszego grudniowego wywiadu, czyli Gogol Bordello. I znów stało się to, co ostatni raz obserwowaliśmy na koncercie Franza Ferdinanda – publiczność szalała od pierwszego kawałka do ostatniej minuty bisu! Co dziwniejsze, na nasze zaznajomione z socjetą oko, osób, które przyszły na Gogoli tylko po to, żeby się pokazać, było tam z dwanaście. Całą resztę zgromadzonych w Stodole tłumów stanowili prawdziwi fani! Jak to się stało, skoro pierwszy koncert Eugene’a i spółki w 2002 r. zmieścił się w dość niewielkim CDQ? Wygląda na to, że przez ostatnie 7 lat znacząco przybyło wielbicieli nieobciachowej, porywającej do tańca i niekojarzącej się z cepeliadą muzyki etnicznej z punkowym przytupem. I niech tak zostanie!
sobota, 12 grudnia 2009
10.12.09 – Laibach & Juno Reactor @ Palladium, Warszawa
Tanz mit Juno Rector.
Widoczny na plakatach dopisek „double headliner tour” dla przeważającej części warszawskiej publiki zebranej tego grudniowego wieczoru w klubie Palladium, był niewiele znaczącym chwytem marketingowym. Dla obutych w glany, ubranych na czarno, zaopaskowanych słuchaczy słoweńskiego zespołu tylko jeden koncert tej nocy godny był uwagi. Laibach nie ma fanów. Ma fanatyków. Po zeszłorocznym wykonaniu „Kunst der Fuge” Bacha i wcześniejszej jeszcze trasie promocyjnej albumu z reinterpretacjami hymnów państwowych, po raz pierwszy od lat „niemiecka Lublana” przyjechała do Polski ze swoim autorskim materiałem. Choć podczas ponad godzinnego koncertu nie zabrakło „anthemów”, to stare nagrania wykonane w ojczystym języku, stanowiły przeważającą część wyczekiwanego występu. Ryczące syntezatory, wrzeszczące gitary i równe, marszowe tempo nadawało rytm słuchającym w skupieniu obywatelom NSK (fikcyjny, twór państwo-podobny, którego założycielami są członkowie słoweńskiej übergrupy). „Tanz mit Laibach” swoją potęgą i prostotą zmusiło do ruchu nawet najbardziej opornych, a wykonany na bis, nowy utwór grupy pozwolił krajanom poczuć się wyjątkowo.
Ci, którzy zostali do występu równie kultowego, choć mniej rozpoznawalnego projektu Juno Reactor, do tańca namawiać nie było trzeba. Wieloosobowa, wielobarwna ekipa na scenie Palladium odprawiła misterium. Transowy rytm wybijany przez plemienne bębny, gitarowy brud i napędzana syntezatorami, elektroniczna energia poruszały ciałami zebranych, a uzupełniające się śpiewane i rapowane wokale potęgowały jeszcze hipnotyczne wrażenie. Roztańczone, „egzotyczne” grupy pokroju Buraka Som Sistema powinny składać pokłony „rodzicom” swojego stylu. Podobnie, członkowie Rammstein chylić powinni głowy przed słoweńską ekipą, a ci którzy wybrali tego wieczoru koncert Air mają czego żałować. [txt: fika]
Widoczny na plakatach dopisek „double headliner tour” dla przeważającej części warszawskiej publiki zebranej tego grudniowego wieczoru w klubie Palladium, był niewiele znaczącym chwytem marketingowym. Dla obutych w glany, ubranych na czarno, zaopaskowanych słuchaczy słoweńskiego zespołu tylko jeden koncert tej nocy godny był uwagi. Laibach nie ma fanów. Ma fanatyków. Po zeszłorocznym wykonaniu „Kunst der Fuge” Bacha i wcześniejszej jeszcze trasie promocyjnej albumu z reinterpretacjami hymnów państwowych, po raz pierwszy od lat „niemiecka Lublana” przyjechała do Polski ze swoim autorskim materiałem. Choć podczas ponad godzinnego koncertu nie zabrakło „anthemów”, to stare nagrania wykonane w ojczystym języku, stanowiły przeważającą część wyczekiwanego występu. Ryczące syntezatory, wrzeszczące gitary i równe, marszowe tempo nadawało rytm słuchającym w skupieniu obywatelom NSK (fikcyjny, twór państwo-podobny, którego założycielami są członkowie słoweńskiej übergrupy). „Tanz mit Laibach” swoją potęgą i prostotą zmusiło do ruchu nawet najbardziej opornych, a wykonany na bis, nowy utwór grupy pozwolił krajanom poczuć się wyjątkowo.
Ci, którzy zostali do występu równie kultowego, choć mniej rozpoznawalnego projektu Juno Reactor, do tańca namawiać nie było trzeba. Wieloosobowa, wielobarwna ekipa na scenie Palladium odprawiła misterium. Transowy rytm wybijany przez plemienne bębny, gitarowy brud i napędzana syntezatorami, elektroniczna energia poruszały ciałami zebranych, a uzupełniające się śpiewane i rapowane wokale potęgowały jeszcze hipnotyczne wrażenie. Roztańczone, „egzotyczne” grupy pokroju Buraka Som Sistema powinny składać pokłony „rodzicom” swojego stylu. Podobnie, członkowie Rammstein chylić powinni głowy przed słoweńską ekipą, a ci którzy wybrali tego wieczoru koncert Air mają czego żałować. [txt: fika]
Subskrybuj:
Posty (Atom)